Bartek Szajer swój pierwszy zabytkowy samochód kupił przed 30-tką. Auto, starsze od niego o 13 lat, wymagało sporych nakładów pracy, aby teraz zachwycało przechodniów, a małym chłopcom przypominało… rakietę kosmiczną!
Złoty Buick Riviera jest w posiadaniu Bartka i jego żony Magdy od lutego. Kilkumiesięczne remonty poprzedziły pierwsze przejechane kilometry. Choć Buick to dla małżeństwa z Tarnowa samochód bardziej weekendowy, za nimi już pierwsze wycieczki poza miasto. Magda i Bartek lubią stare rzeczy.
– Zaczęło się od drobnych przedmiotów, chociażby porcelany, potem zbieraliśmy antyki, stare meble, aż w końcu padło na samochód. Żonie zawsze podobały się stare, amerykańskie samochody, ale to nie było tak, że wymarzyliśmy sobie Buicka, on po prostu się trafił. Został sprowadzony ze Stanów do jednej z podtarnowskich miejscowości, a my wypatrzyliśmy go w Internecie. Sprzedawca miał dwa samochody tej marki. Na stronie internetowej bardziej podobał nam się zielony, jednak jak przyjechaliśmy na miejsce to zakochaliśmy się w tym drugim – opisuje Bartek.
„Ten drugi” to musztardowo-złoty Buick Riviera rocznik 1971 r. Taki model samochodu amerykańskiej marki – Boattail produkowano jedynie przez trzy lata i rokrocznie zmieniał on swój wygląd. Wszystkie roczniki łączy nietypowy, charakterystyczny kształt: odwrócona łódka nałożona na podwozie. W 1971 r. Buicki miały inny „grill”, wloty powietrza i alufelgi. Rok później w amerykańskim prawie weszła ustawa, mówiąca o tym, że nowe samochody muszą wytrzymać uderzenie w ścianę przy prędkości 5 mil, co dla tego modelu oznaczało zmianę zderzaków. Ostatni rocznik wizualnie odbiega od wcześniejszych, a według Bartka po prostu stracił „pazur”. Samochód Magdy i Bartka to jeden z dziesięciu takich aut w Polsce.
Samochód robi spore wrażenie na przechodniach czy kierowcach innych pojazdów. Bartek wspomina też spotkanie z małym chłopcem, który uznał auto za rakietę kosmiczną. Jednak 40-letni samochód ma też swoje prawa – zdarza się, że zawodzi. Tak jak w przypadku sesji zdjęciowej do naszego magazynu. Buick zwracał uwagę przechodniów, fotoreporter robił zdjęcia, a Bartek… biegał w poszukiwaniu rury do chłodnicy, która pękła uwalniając cały płyn. W codziennym użytkowaniu problemem jest też parkowanie: Buick dłuższy od przeciętnego samochodu o dwa metry zazwyczaj zajmuje dwa miejsca parkingowe. Części zamienne muszą być sprowadzane ze Stanów, jedyny mankament to czas oczekiwania, bo Bartek przekonuje, że wcale nie są droższe od tych do standardowych aut. Pokazuje też prospekty i katalogi, w których rozpisane są ceny poszczególnych elementów, np. radio kosztowało 5% wartości samochodu, który w wersji podstawowej wart był wówczas 5290 dolarów, a za model z pełnym wyposażeniem płacono niespełna 7 tys. dolarów.
Bartek przekonuje, że zakup takiego samochodu nie jest nieosiągalny, jednak problemy pojawiają się później. – Ceny Buicków można znaleźć w Internecie, są to kwoty ok. 25-30 tys. zł. Należy jednak wziąć pod uwagę, że koszty naprawy i renowacji to drugie tyle, jak nie więcej. Jest to bardziej budowanie auta od nowa niż remont – zaznacza. Jazda Buickiem do najtańszych nie należy, bo pojemność silnika – 7,5 litra sprawia, że auto spala ok. 30 litrów na 100 km. Pod maską samochodu znajduje się silnik o mocy 330 koni mechanicznych.
Classic Moto Show w Krakowie to pierwsza impreza, w której amerykański wóz wziął udział. – Podczas tego weekendu zaprezentowano ok. 200 aut w przedziale cenowym od 10 tysięcy do miliona złotych. Spotkaliśmy też mechanika, który sam zbudował sobie Mercedesa SLR. Zrobił to zanim auto weszło do produkcji, bo samochód spodobał mu się już na podstawie prospektów – wspomina Bartek. Tarnowianie znaleźli pomysł na wykorzystanie swojego nowego nabytku. Złoty Buick tak spodobał się ich znajomym, że zdecydowali się nim jechać do ślubu, a Magda i Bartek postanowili wypożyczać samochód na różne okazje i wydarzenia.
fot. Artur Gawle