Zwykle zaczyna się tak samo. Banalnie: dzieci chciałyby koniecznie pieska, bo te od sąsiadów już mają. A my nie…
Rodzice ulegają prośbom, trochę dla świętego spokoju i jakby nie zdając sobie sprawy z tego, że ten ich święty spokój zostanie przez tego kolejnego, małego domownika skutecznie zakłócony. Najpierw dlatego, że maluch sika po kątach i robi kupy w pokoju. Trzeba z nim wychodzić, by go nauczyć dobrych manier. A to kłopot. A i dzieciom już przeszło. Już się oswoiły z „zabawką”.
Przychodzi lato, pora urlopów, wyjazdy na wakacje. Pies wydoroślał. Kłopot: nie można go zabrać ze sobą nad morze czy w góry. No to trafia tu. Na Psią Drogę.
Psia Droga. Tak mieszkańcy przysiółka Pogórskiej Woli o nazwie Wielkie Pole nazwali długi, kilkusetmetrowy odcinek prowadzącej przez las asfaltowej szosy, gdzie o tej porze, kiedy czytacie Państwo ten tekst, wyrzucane są przez bezdusznych tarnowian psy i zostawiane na pastwę losu.
Mam niewielką, drewnianą chałupkę niedaleko tego miejsca. Porzucone psy trafiają tu bardzo często, kiedy porzuciły ostatecznie nadzieję, że ich właściciel zaraz wróci, że odjechał tylko na chwilę. W ciągu kilkunastu minionych lat przygarnęliśmy kilkanaście takich psów. Błąkały się po okolicy, wystraszone, o przeraźliwie smutnych oczach, wychudzone. Szukały kontaktu z człowiekiem.
Tak trafił do nas Idek (zdrobnienie od Ildefiksa, pieska Obeliksa ze słynnego komiksu). Jakaś siódma woda po kisielu po jakichś, kiedyś pewnie rasowych przodkach terrierach. Z powykręcanymi łapkami. Tak brzydki, że aż piękny w tej swojej brzydocie.
Nie pojawił się od razu. Wyłonił się z lasu i czekał, leżąc w trawie. Odbiegał, kiedy wynosiliśmy my mu wodę i jedzenie. Trwało to kilka dni. Wreszcie przekroczył Rubikon i pojawił się przy chałupie, dał się pogłaskać. Został. Był bodaj najsympatyczniejszym, najwierniejszym psem z całej przygarniętej gromadki.
Sytuacja powtarzała się na początku każdych wakacji. Psy najprawdopodobniej zostały wyrzucane z samochodów w miejscu, gdzie z asfaltu skręca się w leśny dukt i jest coś w rodzaju niewielkiego parkingu. Do nas trafiały dlatego, że tu i ówdzie drewniany płot miał ubytki, przez które można było wejść na obejście. My tu tylko pomieszkujemy, wszyscy sąsiedzi mieszkają na stałe i są solidnie ogrodzeni.
Tak trafiła do nas Diana, piękna suczka chyba z owczarków podhalańskich, trochę już jednak sfuszerowanych. Weszła przez uchylone drzwi od stodoły i buszowała po niej, szukając jedzenia. Umknęła na mój widok w las, ale wkrótce wróciła. Sądząc po stanie sierści, przywróconej szybko do porządku, musiała kilka nocy spędzić w lesie. Księżniczka szybko zaprzyjaźniła się z Ildefiksem. Noce spędzali w byłym kurniku: Diana wyciągała się do snu na całą długość, Idek spał, oparty o jej bok. Nie odstępowali się na krok, jakby wiedzieli, że łączy ich ten sam los, że są psami z Psiej Drogi…
Ale cóż, mieliśmy własnego psa i nie mogliśmy sobie pozwolić na zabranie do miasta całej trójki. Idek i Diana trafiły do pani Amalii Zając, osoby o wielkim sercu dla psów.
Kiedy trafił do nas piękny, kilkuletni owczarek alzacki, zadzwoniliśmy do wójta Józefa Gądka (Pogórska Wola należy do gminy Skrzyszów) z informacją o kolejnym porzuconym psie. Początkowo był nieufny, przypuszczał, że to my chcemy się pozbyć niechcianego psiaka. W końcu dał się przekonać. Przyjechali jacyś ludzie, przygarnęli i pewnie teraz gdzieś tam stróżuje…
Pewnego dnia wracałem ulubioną leśną dróżką, a potem szerokim duktem, rowerem do Tarnowa. Z lasu wybiegło jakieś spore stworzenie. Z daleka przypominało sarnę, ale wkrótce okazało się, że to duży pies, mieszaniec buldoga. Biegł szybko, prosto na mnie. Poczułem się nieswojo, bo rejon był zapowietrzony, o czym informowały stosowne tablice od kiedy wykryto wściekliznę u tutejszych lisów.
Pies zatrzymał się, zaskowyczał żałośnie, obwąchał mnie i rower, jakby szukając śladów po właścicielach i pobiegł dalej. Najwyraźniej wyrzucono go całkiem niedawno, bo biegał po lesie z płaczem jak oszalały, a zatrzymywał się przy asfalcie. Na początku Psiej Drogi. Tu, gdzie prawdopodobnie został porzucony.
W maju ubiegłego roku, przed długim weekendem przyjechałem tu busem, na tzw. Nową Pętlę. Na ławce na przystanku leżał i płakał piękny owczarek alzacki. Mógł mieć rok. Na warkot samochodu zsuwał się z ławki i wbiegał na szosę, wprost pod nadjeżdżające samochody. Przygarnęła go jakaś kobieta z okolicy. Będzie miał strawę, budę i daj boże bez łańcucha, przechadzał po podwórku…
Marzy mi się taka sytuacja: idę tą Psią Drogą z telefonem komórkowym. Zatrzymuje się samochód, wyrzucają psa. Filmuję całą sytuację, a potem wrzucam to „do sieci”. Do Internetu, fejsbuka i tym podobnych. Bez żadnego kamuflażu, bez zamazywania tablicy rejestracyjnej, bo i po co? Przecież ci ludzie to barbarzyńcy!
A do gminy miałbym prośbę, na pozór tylko nieco ekstrawagancką. Żeby umieścić tu tablicę o takiej treści:
„Uwaga, jesteś na Psiej Drodze! To tu bezduszni ludzie z Tarnowa wyrzucają na początku lata swoje psy, kiedy jadą na wakacje. Byłeś świadkiem – nie wahaj się zawiadomić policji! Zrobisz dobry uczynek”.
Może w kimś odezwie się tak zwane sumienie, jeśli je jeszcze ma. A może zwyczajnie przestraszy się, że ktoś go może dostrzec i będą kłopoty .
Psia Droga między Wałkami a Pogórską Wola musi pozostać zwykłą asfaltową szosą, a nie miejscem udręki dla psów…
fot. Artur Gawle