Wśród zakamarków tzw. bani, czyli zbiornika retencyjnego na obrzeżach Falklandów w Tarnowie mieszkają dziesiątki gołębi miejskich. Wśród nich także niecodzienny gość: myszołów, uważany za najbardziej zaciekłego spośród drapieżnych ptaków.
Kiedy poluje, ma na uwadze wyłącznie ofiarę i nie dostrzega żadnych przeszkód po drodze. W jednym z domów przysiółka Wielkie Pole widziałem, jak usiłował porwać kanarka, siedzącego w klatce za oknem. Wpadł z takim impetem na przerażonego ptaka, że nie zauważył, iż okno jest zamknięte. Rozbił szybę i mocno poturbowany umknął natychmiast z miejsca nieudanego polowania. Ale kanarek poniósł największą stratę: padł martwy ze strachu.
Myszołów, mieszkaniec bani mógłby codziennie odżywiać się gołębiami, tyle ich tu mieszka. Ale nie robi tego, nie atakuje ich i żyje z nimi, wydaje się ,w dobrej komitywie. Na łowy wybiera się na pobliskie osiedle Legionów.
Tu pomieszkuje spora gromada gołębi. Przysiadują najchętniej, jeden przy drugim, na okapie pod dachem przy bloku numer 1, gdzie osiedle się zaczyna. Stąd obserwują bacznie okolicę, pilnie wypatrując, czy nie pojawi się pan Tadek, który ma zawsze ma dla nich trochę ziarna i chleb. Zrywają się wtedy z głośnym furkotem skrzydeł i ucztują z rozkoszą, zatracając zupełnie instynkt samozachowawczy. Po śniadaniu czy obiedzie wracają pod dach bloku.
Takie liczne zgromadzenie musiał dostrzec bystrooki myszołów spod bani, bo pewnego dnia pojawił się tu znienacka, ku zupełnemu zaskoczeniu gołębi. Jak to myszołowy mają w zwyczaju, zjawił się niespodzianie i szybko, wpadł w gromadę, wybrał szponami białego jak śnieg gołębia, zgniótł go i poleciał na szczyt najbliższej lampy oświetleniowej, naprzeciwko osiedlowego sklepu. Tu urządził sobie ucztę: rozerwał ptaka na kawałki, najpierw pozbywając się piór i połknął zachłannie. Było to kilka dni temu, a białe pióra nieszczęśnika jeszcze teraz leżą na trawie pod lampą, wyznaczając miejsce stołówki drapieżcy.
Przez zupełny przypadek byłem świadkiem tej ptasiej tragedii. Przechodziłem akurat obok, kiedy usłyszałem jego słynny, tęskny głos. Po chwili byłem świadkiem gwałtownego ataku.
Jastrząb, kiedy syty, nie interesuje się zupełnie potencjalną zdobyczą i być może to wyjaśnia dlaczego nie poluje na sąsiadów z bani. Poza tym tutejsze gołębie są tak doskonale ukryte w zakamarkach, że nie byłby w stanie do nich się dobrać. Woli atakować szybko i znienacka, bo to dla niego gwarancja sukcesu…
Zygmunt Szych