To aż nadto oczywiste że, jak głosi ludowe porzekadło „pieczone gołąbki same nie wpadają do gąbki”. Trzeba się nieźle napracować, żeby jednak wpadły. Byłem niegdyś o krok od takiego szczęścia.
A wszystko odbywało się na pewnym przyjęciu w znanej francuskiej miejscowości Blois, gdzie znajduje się jeden ze słynnych zamków nad Loarą. Niestety, występowałem tam w roli tłumacza.
Podano właśnie pieczone i trochę też duszone gołąbki ( proszę łaskawie nie mylić z naszym przysmakiem sporządzonym z kapusty, nadziewanej ryżem z posiekanym mięsem).Tu, w Blois podano prawdziwe, młode gołębie duszone w czerwonym winie. Już, już zabierałem się do tego specjału, cudownie pachnącym ziołami i pływającym w gęstym sosie, kiedy jeden z polskich delegatów rozpoczął długachne wystąpienie. Musiałem zadowolić się zapachem tych gołąbków, same mi do gąbki jednak nie wpłynęły- i tłumaczyć. Na dodatek jakoś tak nieszczęśliwie ułożyłem sztućce, że czujny kelner po ich rozstawieniu zrozumiał, że danie mi nie smakuje i zabrał mi je sprzed nosa, a raczej sprzed ust.
W takiej sytuacji, kiedy ogłoszono przerwę w obradach, nie pozostało mi nic innego jak udać się do kuchni i zapytać o sposób, w jaki te młode gołąbki, z którymi obeszłem się smakiem, przyrządzono.
– Eh ben oui- no cóż, to proste . Na wywarze z jarzyn obgotowujemy je dość szybko. Wywar posłuży potem do rosołu, a same gołąbki zanurzamy w czerwonym winie wytrawnym z dodatkiem gałązki rozmarynu i kilkoma ziarnami jałowca. Zagotowujemy to, wkładamy gołąbki, dolewamy łyżkę oliwy z oliwek i pół godziny czekamy na efekt. Potem gołąbki wkładamy na kwadrans do piekarnika ,rozgrzanego do 180 stopni. Chce pan spróbować?
Chciałem, ale właśnie ogłoszono koniec przerwy i zaczęły się kurtuazyjne przemówienia, musiałem więc wrócić do roboty tłumacza, która trudna jest, kiedy tłumaczy się na żywo, w obie strony, czyli z polskiego na francuski i z francuskiego na polski, a na dodatek jest się nieszczęśnikiem jakim ja wtedy byłem- o pustym żołądku.
Pofolgowałem sobie dopiero w Polsce. Kupiłem cztery młode gołąbki i zrobiłem tak jak mi radził francuski kucharz. Szczęście moje było tym większe, że przy ucztowaniu nie musiałem nikomu niczego tłumaczyć.
Polecam! Wkrótce na Kapłanówce zacznie się sezon na młode gołębie!