Bywa, że niektóre potrawy maja niezwykłe pochodzenie. Weźmy takie kluski z ziemniaków z polewką, rzecz absolutnie nieskomplikowana, ale smakowita przecież.
A wzięła się spod dawnej karczmy, tam gdzie dawniej krzyżowały się drogi na Dąbrowę i Szczucin. „Łzy, głód matek, żon i dzieci były tu utrapieniem, bo mężowie i ojcowie, zatrzymując się w drodze z jarmarku do tego przybytku wszeteczeństwa przepijali u Żyda majątek wszelaki, a nierzadko i życie tracili, kiedy fura przewróciła się w śnieg i zasypiali w nim na zawsze” -jak można przeczytać w starych kronikach.
Według legendy, na skutek licznych modlitw, podła knajpa w końcu zapadła się. Na jej miejscu postawiono krzyż dziękczynny, do dziś tam stojący.
Aby obyczaj pijaństwa nie odrodził się na dobre, niewiasty wymyśliły potrawę prostą, ale smakowitą, która mężczyzn trzymała w chałupie. Były to kluski ziemniaczane, z których okolica ta słynie do dziś. Danie jest, zaiste, nieskomplikowane. Na kilka osób wystarczy pół kilograma ziemniaków, 2 jajka,15 dag mąki, nieco soli i pieprzu nieco słoniny i wędzonego boczku.
Ziemniaki, po obraniu, ścieramy na małe j tarce. Dodajemy roztrzepane jajka, mąkę i sól odrobina pieprzu. Ręce moczymy w wodzie i formujemy drobne kluski, wielkości orzech włoskiego. Wrzucamy je do wrzątku, niech się trochę pogotują. Na patelni topimy słoninę z boczkiem i cebulą. Polewamy tym ciepłe kluski.
Nie jestem pewien, czy to akurat danie odwiodło przed laty chłopów od bywania w starej karczmie, ale gwarantuję, że choć nieskomplikowane, jest sycące. Zwłaszcza, jeśli ktoś wybiera się do knajpy na małe „co nieco”.
Zygmunt Szych