Opowieści niesamowite. Pociąg grozy

IKC
IKC

Pociąg dalekobieżny jechał już dwie godziny, ale nie zatrzymał się na żadnej z mijanych stacji, co w końcu zaczęło budzić niepokój wśród pasażerów. Było oczywiste, że na pomniejszych stacyjkach taki pociąg nie zatrzymuje się, lecz na tych większych powinien regulaminowo, tak zresztą było w rozkładzie jazdy.

- reklama -

Kilkoro pasażerów szykowało się do opuszczenia pociągu gdy zbliżał się do średniej wielkości miasta, ale i tu nie stanął. Tragiczna prawda wyjaśniła się, gdy w wąskim korytarzu pojawił się, biegnący jak oszalały konduktor.

- REKLAMA -

Ludzie, ratujcie się! Ten pociąg stracił hamulce i nie może się zatrzymać. Ludzieee! Wyskakujcie w biegu, jak tylko możecie, a nuż ujdziecie z życiem!

- Advertisement -

Ale pociąg pędził z dużą prędkością i wszyscy zdali sobie sprawę, że wyskakiwanie w takiej sytuacji nie ma najmniejszego sensu. Próbowano włączyć hamulce ręczne. Na próżno.

Zdenerwowanie udzielało się nie tylko pasażerom. Mała dziewczynka, może siedmioletnia ściskała kurczowo swą lalkę z grubymi, lnianymi warkoczami. Pasażerowie zauważyli, że lalce spływały spod czoła krople potu i płynęły po buzi.

Jeden tylko człowiek zachowywał stoicki spokój i niezwykłą w takiej sytuacji powagę. Ubrany w ciemny garnitur, trzymał w dłoniach długie, białe lilie. Nagabywany, dokąd zmierza w takiej sytuacji, odpowiedział z pewnym rodzajem żalu i smutku.

– Na pogrzeb.

– Na pogrzeb? – pasażerowie byli zdumieni w najwyższym stopniu. W takiej… jak ta sytuacji.

– Jadę na mój pogrzeb. Zginę w katastrofie, która nas niechybnie czeka.

Pasażerowie, przerażeni trzymali się jeszcze jakiejś nadziei.

Skąd pan wie, że nie ma dla nas wyjścia. Może… ktoś albo coś przyjdzie nam na pomoc. Czasami cuda się zdarzają…
– Ale nie w tym przypadku, drodzy państwo. Jedziemy na stracenie i nie ma już dla nas ratunku. Zresztą,s ami popatrzcie…

I wyciągnął gazetę. Świeżą, taką która miała się dopiero ukazać następnego dnia.

Opisywano w niej na pierwszej stronie skutki katastrofy kolejowej w okolicach S. Wymieniano nawet z nazwisk ludzi, którzy w niej zginęli. Pasażerowie znajdowali na tej liście własne nazwiska i już nikt nie wątpił co ich czeka.

Zygmunt Szych

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *