Idą sobie dwie panie w bardzo średnim wieku i w przepisowej odległości jedna od drugiej. Maseczki na właściwych miejscach. Żywo nad czymś debatują, więc, zaintrygowany, zbliżam się do nich na bezpieczną, pięciometrową odległość.
W dobie pandemii dobrze wiedzieć, co ludzi porusza i intryguje – z takiego wyszedłem założenia, zbliżając się.
Głos Pierwszej: – No to.. .ten… tego. Co to ja miałam pani powiedzieć. Acha, że esemesa dostałam nie dalej jak wczoraj. Czytam, i aż siadłam z wrażenia.
Głos Drugiej: – Ooo! A cóż tam… znowu?
Pierwsza: – Pani kochana! Napisała mi jedna taka, żebym nie tylko nie wychodziła z domu w tych dniach, ale nawet okna nie otwierała. Żebym Boże uchowaj nie wietrzyła mieszkania!
Druga: – Nie wietrzyła? Nic o tym nie było w komunikatach.
Pierwsza: – Bo to na razie w tajemnicy trzymają. Chodzi o Czarnobyl, nie o wirusa tego naszego.
Druga: – Jak to? Czarnobyl był dawno temu. Jakoś tak w połowie osiemdziesiątych lat. Jodynę podawali ludziom wtedy.
Pierwsza: – Ale tu chodzi o ten dzisiejszy Czarnobyl. Wielki pożar tam jest. Palą się lasy koło tej elektrowni atomowej i pożar podchodzi coraz bliżej. Nie wiadomo co z tego będzie.
Druga: – A pani skąd o tym wie?
Pierwsza: – Od księdza jednego podobno. To znaczy było tak: ksiądz podobno jednej takiej wysłał esemesa, żeby nie wychodziła dziś ani jutro ani pojutrze z domu. I żeby czasami okien nie otwierała. No a ta przesłała wiadomość takiej drugiej sąsiadce, Powiedziała, że sprawa jest pewna, bo od księdza to wie. No i tamta wysłała mnie. Aż mnie zatkało. Mojego chłopa też. Od razu rzucił się zamknąć balkon i oba okna w obu pokojach.
Druga; – Pani, to wszystko propaganda jest, o tym Czarnobylu. Co nam Czarnobyl zrobi teraz?
Pierwsza: – Pani kochana, to ksiądz by propagandę siał?
Druga:- Może i nie. Pewnie wie lepiej niż my, skądś tam. Coś musi być na rzeczy jak tak się sprawy mają. Zaraz wyślę esemesa moim chłopakom, żeby okna pozamykali.
Pierwsza: – No i niech to, kurwa, szlag trafi. Jak nie wirusem to nas znowuż Czarnobylem dobijają.
Druga: – Takie życie jest, że żyć się nie chce człowiekowi. Ja powiem tak, że to są wszystko jakieś znaki. Koniec świata idzie i tyle pani powiem na koniec.
Pierwsza i Druga żegnają się i każda idzie w swoją stronę.
(Podsłuchał, na alejce między szkołą a galerią Gemini w Tarnowie: Zygmunt Szych)