Wejść czy nie wejść? – zastanawiałem się głośno, gdy w czasie samotnej wyprawy na Górę św. Marcina znalazłem się dokładnie na granicy między włościami należącymi do gminy, a tymi, którymi administruje Książę i jego drużyna.
– Ależ niech pan wchodzi, śmiało! – poradził mi pewien osobnik, towarzyszący mojej rozterce.
– Nie pana pytam, lecz własnego sumienia – odparłem grzecznie acz stanowczo – nie mam zamiaru deptać po cudzych gruntach. Książę co prawda pomieszkuje w Brazylii, ale skoro on tu panem…
Tu zerknąłem na kilku dobrze zbudowanych mężczyzn z psami słusznych rozmiarów. Łazili po ziemi, należącej do Księcia.
– Ani chybi, książęcy ludzie. Pewnie pilnują porządku, żeby nikt obcy tu nie wchodził – pomyślałem.
Ostatecznie zrezygnowałem ze zdobycia szczytu Góry i zatrzymałem się na placu zabaw popularnej wśród ludu „marcinki”. I tu mnie coś uderzyło.
Uderzył mnie mianowicie regulamin placu zabaw, na trwałe przytwierdzony do ziemi i – przyznam, mocno już – wypłowiały. Bardzo lubię poczytać sobie takie dokumenty, ponieważ wnoszą one w szarzyznę życia codziennego sporo blasku, i to zupełnie nieoczekiwanego. Na przykład regulamin na Plantach Kolejowych zabrania nie tylko łamania gałęzi, ale także plucia, spożywania wysokoprocentowych napojów alkoholowych, oraz niszczenia ławek – co dobrze świadczy o znajomości rzeczy autorów regulaminu.
Rzuciłem się z apetytem na regulamin placu zabaw przy Górze św. Marcina. Punkt I nie zostawiał żadnych złudzeń:
„Cisza nocna na placu zabaw trwa od godz. 22 do godz. 6” – przeczytałem. Postanowiłem sprawdzić, czy ten punkt jest tu respektowany.
Pojawiłem się na tym placu tuż po 22. Cisza jak makiem zasiał. Nikogo! Może to tylko pozory? Ponownie przybyłem na plac tuż przed szóstą rano, w nadziei, że może jednak jakieś niesforne bachory zakłócą ciszę nocną. Gdzie tam! Ani jednego przedszkolaka, o niemowlętach nie mówiąc. Nikt, dosłownie nikt nie wydzierał się tu wniebogłosy, nie pił, nie klął głośno i nie niszczył „urządzeń zabawowych”, jak huśtawki nazwano w regulaminie.
Wróciłem do domu zbudowany postawą najmłodszych tarnowian, którym ani w głowie zakłócać ciszę nocną na tym placu zabaw. „Jeśli mamy tak zdyscyplinowane najmłodsze pokolenie tarnowian – snułem rozważania – to nie jest źle”.
Dobrze, że czasami człowieka coś uderzy. Ot, jak mnie ten regulamin…