W sieci pojawiają się tysiące ogłoszeń dotyczących koronawirusa. Niektórzy przekonują, że cudowną moc ma na przykład sok z brzozy.
– Nie ma stuprocentowej pewności, że się pan uchroni, ale z tego, co wyczytałem, to wzmacnia on odporność przed wirusami i tymi czynnikami, które wpływają na rozwój grypy. Myślę, że trzeba wypić szklankę dziennie – zachwala sprzedawca, do którego zadzwoniliśmy.
Przed wirusem mają nas zabezpieczyć maseczki, skafandry czy suplementy diety.
Maseczki, towar deficytowy
Marek Maksymowicz jest dyrektorem w firmie, która od lat zajmuje się sprzedażą odzieży ochronnej i środków indywidualnej ochrony.
– Proszę zwrócić uwagę na nasze półki magazynowe. Świecą pustkami. To jest efekt epidemii koronawirusa. Popyt na artykuły, które przed nim chronią, czyli przede wszystkim półmaseczki klasy p2, p3 oraz kombinezony jednoczęściowe z normą biologiczną, są kupowane w ilościach hurtowych.
– Maseczki były przeznaczone dla przedsiębiorstw, które na co dzień używają tego typu sprzętu – dodaje Maksymowicz.
Zdaniem części specjalistów maski w niewielkim stopniu mogą uchronić nas przed zarażeniem. Powinny je nosić przede wszystkim osoby, które już zachorowały. Większość masek można zakładać jedynie na klika godzin. Potem trzeba je ostrożnie wyrzucić.
– Półmaska krótkotrwałego użycia, obojętnie, czy się ją kupi za pięć złotych, czy za 500 zł, jest jednorazowa w sytuacjach zagrożenia biologicznego. Jedno wyjście z domu i koniec maseczki – mówi Maksymowicz.
Zadzwoniliśmy do osoby, która sprzedaje maseczki w sieci.
– Trzeba założyć na buzie i zabezpiecza – wyjaśnia sprzedawca.
Na pewno ochroni nas przed koronawirusem?
– Chyba, że pan ściągnie i podrapie się, to nie. Jak ma pan maseczkę jest pan bezpieczny, bo nie ma pan kontaktu. Ten wirus jest kropelkowy, jak ma pan maseczkę to panu go nie przepuści – twierdzi sprzedawca.
Sam jednak własnych maseczek nie nosi.
– Jestem w tym wieku, że ta maseczka mi nie pomoże.
W sieci, z dopiskiem „koronawirus” sprzedawane są też maseczki, które mają kompletnie inne zastosowanie.
– Używane są w przemyśle przetwórczym, kosmetycznym jako ochrona produktu, który się wytwarza, żeby od nas do tego produktu nic się nie dostawało, na przykład włosy z brody czy to, co wydychamy – mówi Maksymowicz.
W sprzedaży są nawet pokrowce na zagłówki z dopiskiem „koronawirus”.
– Jestem mocno zaskoczony. Od razu nasuwa mi się pytanie, dlaczego zagłówek, a nie cały fotel – żartuje Maksymowicz.
Jest też oferta popularnej maseczki, za którą sprzedawca inkasuje teraz 100 zł.
– Przed koronawirusem można było ją kupić u producenta za około 6 zł netto za sztukę, więc cena jest teraz niesamowita – mówi Maksymowicz.
Reakcja serwisu aukcyjnego
Na jednym z portali aukcyjnych po wpisaniu hasła „koronawirus” pojawia się kilka tysięcy ofert. Jeszcze kilka dni temu to słowo miało zachęcać do kupieniu nawet tak absurdalnych rzeczy jak koszulki czy kubki.
– Wprowadziliśmy zakaz opisywania ofert wyrazem „koronawirus”. Jeśli taka oferta pojawiła się w serwisie Allegro, została zawieszona, sprzedawca został poproszony o zmianę tytułu. Jeżeli tego nie zrobił, oferty stały się nieaktualne – mówi Paweł Klimiuk, rzecznik grupy Allegro.
– W przypadku produktów w zbyt wysokiej cenie wprowadziliśmy zasadę, że usuwamy albo zawieszamy oferty związane z koronawirusem. Chodzi o rękawiczki, maseczki, żele, których cena w ciągu ostatnich 30 dni wzrosła o więcej niż 100 procent – dodaje Klimiuk.
Jedna z aukcji oferowała zakup testu, który miał pozwolić określić, czy jesteśmy chorzy. Niestety z osobą wystawiającą tę ofertę nie można się skontaktować. Test to zwyczajna ankieta, którą otrzymujemy za pomocą maila.
– To bardzo fajny test, który może służyć rozrywce. Nowego koronawirusa można wykryć tylko nowoczesnymi metodami diagnostycznymi, gdzie bada się genom wirusa. Nie można wykryć wirusa za pomocą badania ankietowego. Jest to po prostu absurdalne. Osobiście boję się sytuacji, w której ktoś wyda pieniądze i z tego powodu nie dostosuje się do zaleceń. Na przykład, że, mimo iż spełniania kryteria epidemiologiczne i kliniczne, na podstawie takiego testu nie zgłosi się do szpitala zakaźnego – mówi Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
– Pojawiają się cudowne suplementy diety, które mają zabijać wirusa, znany znachor chce leczyć perhydrolem. Są wpisy, że kąpiel w spirytusie zabija wirusa, cuda-wianki. Albo mówimy o czarach, albo mówimy o naciąganiu, albo o medycynie – dodaje Bondar.
Maciej Samcik, dziennikarz ekonomiczny, autor bloga „Subiektywnie o finansach” uważa, że najwięcej na koronawirusie zarobią firmy farmaceutyczne, które opracują szczepionkę.
– Już dziś na polskiej giełdzie widać, jak bardzo rosną spółki, które piszą o tym, że mają, bądź będą miały testy na koronawirusa. Mają 70 proc. wzrostu w ciągu kilku dni, a nawet 240 proc. – mówi Samcik.
Puste sklepy
Na razie na zagrożeniu nową chorobę kokosy zbijają właściciele marketów, którzy przez ostatnie tygodnie zamawiali kilka razy więcej towaru niż zazwyczaj. Jednego popołudnia, po ogłoszeniu zamknięcia szkół, z półek zniknęło mnóstwo produktów.
– To wszystko związane jest z tym, że emocje są bardzo silne. Widać napięcie w społeczeństwie. Ludzie w swoich działaniach nie kierują się tym, co podpowiada im kora mózgowa, tylko raczej ciało migdałowate. Kierują nami emocje. W takich chwilach nie potrafimy realnie ocenić sytuacji.
Jeśli sytuacja będzie odpowiednio kontrolowana, wydaje się, że powinniśmy dać radę. Trzeba myśleć optymistycznie – kwituje Konrad Maj, psycholog z SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego.