Odezwał się do nas czytelnik (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), któremu po pięciu dniach udało się wrócić z Wiednia, gdzie pracuje, do domu i rodziny w Krakowie. Przyjechał samochodem wraz z piątką innych pasażerów z Małopolski.
– Po zamknięciu granic sporo Polaków utknęło w Austrii. Przez kilka dni szukałem transportu do kraju. Wszystkie firmy przewozowe zawiesiły kursy. Nie było także miejsc w prywatnych samochodach, które ruszyły do Polski przez granicę niemiecką. Zgłosiłem nawet chęć powrotu lotowskim samolotem do Warszawy, ale nikt nie umiał nam powiedzieć, kiedy taki samolot z Wiednia odleci – opowiada nasz czytelnik.
Mężczyzna zdecydował się na powrót bo restauracja, w której pracował, została czasowo zamknięta. Na jak długo?
– Nikt tego nie wie. Właściciel zorganizował zebranie załogi i poinformował nas tylko o zawieszeniu działalności. Nikogo nie zwolnił, mamy dostać pieniądze za czas postoju. Ile? To się okaże 2 kwietnia w dniu wypłaty. Nie wiem, kiedy wrócimy do pracy. Nie było sensu więc czekać w Wiedniu na rozwój wydarzeń. Tym bardziej, że kiedy jeszcze lokal był czynny mieliśmy po kilku gości dziennie. Wiedeń opustoszał.
Puste wiedeńskie tramwaje.
Od soboty nasz czytelnik rozpoczął poszukiwania transportu do domu. Dopiero w środę pojawiła się okazja powrotu do Krakowa. Ktoś wracał prywatnym samochodem i ogłosił w mediach społecznościowych, że ma cztery wolne miejsca. Natychmiast zgłosili się chętni, tym bardziej, że dosłownie godzinę wcześniej Czesi otworzyli swoje granice.
– Udało mi się zabrać z tymi ludźmi. W tym samym dniu dostałem także propozycję zakupu biletu samolotowego na powrót do Krakowa przez Amsterdam i Warszawę za jedyne 5045 złotych… – opowiada. – Szybko dotarliśmy samochodem do polskiej granicy, gdzie czekały na powracających kanapki i napoje. Wszyscy spodziewali się korków. Na szczęście ruch był płynny. Będąc już na granicy dostałem maila, że z Wiednia Poleci jednak samolot LOT-u do Warszawy, a bilety będą kosztować 279 złotych.
Bilet za ponad 5 tys. zł…
Na granicy wszyscy obowiązkowo musieli wypełnić ankietę ze swoimi danymi (przede wszystkim adres, gdzie będą przechodzić kwarantannę). Podróżującym zmierzono także temperaturę.
– Tak naprawdę nikt tych danych nie weryfikował. Mogłem wpisać cokolwiek. Na koniec dostaliśmy „instrukcję” jak mamy odbywać domową kwarantannę i mogliśmy jechać dalej. Po powrocie rodzina wydzieliła dla mnie specjalny pokój. Siedzę w domu i czekam na ew. kontrolę dzielnicowego. Nie wychodzę nawet na korytarz w bloku, bo wszyscy sąsiedzi dokładnie wiedzą, że wróciłem z zagranicy, a za nieprzestrzeganie kwarantanny grozi mandat w wysokości 5000 złotych…
Instrukcja, którą dostają powracający do kraju Polacy
Zdjęcie główne: pixabay.com, pozostałe zdjęcia od naszego czytelnika.