Nie pomieszkały zbyt długo w „ciepłych krajach” nasze bociany. Wylądowały tam- na sawannach, w dolinie środkowego Nilu w listopadzie, a teraz, jak donoszą obserwujący ich powroty ornitolodzy, już od miesiąca są w drodze powrotnej.
Zdecydowały się opuścić Afrykę już w styczniu, a to z tego powodu, że zaczyna się tam pora sucha i miałyby kłopoty z wyszukiwaniem pożywienia, które i tak im się przejadło: odżywiały się w Afryce głównie szarańczą, a ileż można codziennie napychać sobie żołądki tym smakowitym co prawda (wiem coś o tym, próbowałem pieczonej szarańczy-pycha!) ale monotonnym jedzeniem? No więc wracają, żeby uniknąć marnego losu w porze suchej, kiedy to wysychają wszelkie sadzawki, jeziora, mokradła i zanika na nich życie. A tak się akurat składa, że u nas , kiedy już wrócą na dobre, świat będzie budził się do życia i jedzenia będą miały pod dostatkiem. Owszem, w marcu jeszcze nie będzie go zbyt wiele, ale i na to mają sposób: w oczekiwaniu na „atak wiosny” (skoro mamy atak zimy, to czemuż by wiosna nie miała by zaatakować?) odżywiać się będą polnymi myszami, nornikami, karczownikami ziemnowodnymi, zwanymi też szczurami wodnymi.
Nasze boćki pokonały już Egipt, lecąc nad Sudanem cudem uniknęły rzezi, kiedy to tamtejsi mieszkańcy urządzają sobie polowania na chmary tych ptaków, strzelając do nich z łuków, a nawet z kałachów. W tym roku jakimś cudem nie odnotowano takich barbarzyńskich incydentów. Być może poskutkowała międzynarodowa presja ze strony rozmaitych ekologicznych organizacji…
Przeleciały nad Izraelem i Bliskim Wschodem, a teraz są już w pobliżu Dardaneli. Przy sprzyjającej pogodzie, a póki co taka tam panuje- wykorzystując wznoszące prądy powietrzne przemierzają codziennie ok. 200 kilometrów, zatrzymując się w miejscach obfitujących w pokarm- na odpoczynek.
Jeżeli przyjąć, za autorami naukowego opracowania „Atlas ptaków lęgowych Małopolski”, że mamy tu 4 tysiące par lęgowych, a każda wychowa w sezonie 3 młode, to doliczyć moglibyśmy się 12 tysięcy boćków w naszym województwie. Najwięcej- 42 pary na 100 kilometrów kwadratowych gnieździ się na Szczurowszczyźnie. Ale nie są to niezmienne dane: prawda jest taka, że bocianów ubywa z naszego pejzażu, co zresztą gołym okiem widać także w Niedzieliskach, tej ciągle jeszcze bocianiej wiosce. Co prawda powodowane jest to pewnymi cyklami, mniej więcej powtarzającymi się co 10 lat, ale musimy pogodzić się z faktem, że bocianów będzie coraz mniej. A to z powodu rozwijającej się infrastruktury, budowy dróg, zanikania terenów podmokłych, rozwoju budownictwa. Co zrobią w takiej sytuacji bociany? Pewnie przeniosą się bardziej na wschód, na Ukrainę, gdzie tempo rozwoju jest zdecydowanie mniejsze i gdzie mogą liczyć na sprzyjające warunki.
Tym bardziej warto w pierwszy dzień wiosny zajrzeć do Niedzielisk, na doroczne, odbywające się od 2006 roku „Powitanie Bociana”- happening z udziałem uczniów tutejszych szkół. Będzie przemarsz barwnego korowodu pod najbardziej okazałe bocianie gniazdo, mowa powitalna do „Wojtka”, jak tu nazywają bociany, konkursy i występy zespołów- wszystko z bocianami w rolach głównych. Odwiedzajcie Niedzieliska, póki jeszcze boćków tu pod dostatkiem!
Fot. Artur Gawle