Zniknęła w chwili, kiedy wydawało się, że bardziej popularna już nie może być, Kamilla Baar zasłynęła dzięki swoim rolom w produkcjach takich jak „Vinci” Juliusza Machulskiego czy „Służby specjalne” Patryka Vegi. Jednak największą popularność przyniosła jej rola w serialu „Na dobre i na złe”. Wzięła rozwód z drugim mężem i zawodowy z Teatrem Narodowym w Warszawie, gdzie przez kilkanaście lat stworzyła fantastycznych kreacji. Teraz wraca do gry. W serialu „Forst” (Netflix) gra panią prokurator, przeciwniczkę Forsta, czyli Borysa Szyca. A w Teatrze WARSawy występuje w sztuce ubiegłorocznego noblisty Jona Fossego „Matka i dziecko”. Kamilla Baar zdradza nam, dlaczego uważa Borysa Szyca za supermena, co dała jej przerwa w aktorstwie, czy można się z nią zaprzyjaźnić i jak wychowuje swojego syna.
PAP Life: W serialu „Forst” gra pani prokurator Dominikę Wadryś – Hansen, przeciwniczkę głównego bohatera, Forsta, czyli Borysa Szyca. Dwadzieścia lat temu oboje zagraliście parę w filmie „Vinci” Juliusza Machulskiego.
Kamilla Baar: Dla mnie to spotkanie po latach z Borysem miało niezwykłe znaczenie. Także dlatego, że to Borys w dużym stopniu zadecydował, że w tym serialu zagrałam, ponieważ był jego współproducentem. Na zdjęciach próbnych miałam konkurencję, wiedziałam, że Borys ocenia wszystkie kandydatki do roli pani prokurator uczciwym okiem producenta, który po prostu chce jak najlepiej dla swojego serialu. Dlatego, kiedy do mnie zadzwonił i powiedział, że zostałam wybrana, to było dla mnie niesamowicie ważne. Bardzo dawno nie robiłam filmu, wiedziałam, że Netflix jest gwarancją jakości, reżyser serialu, Daniel Jaroszek był wtedy świeżo po realizacji „Johnny’ego”, w tamtym czasie jeszcze nie widziałam tego filmu, ale opowiadali mi aktorzy, którzy tam grali, że praca z Danielem była dla nich wydarzeniem. Wszystko to złożyło się na to, że czułam się tak, jakby Borys tchnął we mnie jakiś nowy początek.
„Vinci” był dla mnie ważnym filmem, bo tam debiutowałam, dla Borysa to też była chyba druga albo trzecia rola, nie był jeszcze aktorem szeroko rozpoznawalnym, zresztą taka też była koncepcja Juliusza Machulskiego, by obsadzić nieznanych aktorów. Ale ja Borysa znałam już wcześniej, bo razem studiowaliśmy w warszawskiej Akademii Teatralnej, on był rok wyżej. Poznałam go na egzaminach wstępnych, byłam dziewczyną z prowincji, pełną niepewności, zagubioną i to między innymi Borys dodawał mi otuchy. Po dwudziestu latach sytuacja w pewnym sensie się powtórzyła. Nasze spotkanie w „Forście” utwierdziło mnie w tym, że jest tym samym „supermanem”. Czuję się poruszona, bo wiem, jaką drogą idzie w ostatnich latach. Takiemu artyście mogę i chcę zaufać. Co ciekawe, ostatnim filmem, w którym wystąpiłam przed przerwą zawodową był „Kamerdyner” Filipa Bajona w 2018, graliśmy tam z Borysem małżeństwo.
PAP Life: W 2018 roku zdecydowała się pani także odejść z etatu w Teatrze Narodowym, w którym zagrała pani wiele wspaniałych ról i gdzie pracowała pani od skończenia szkoły teatralnej. Dlaczego przestała pani grać?
KB: To była taka kombinacja różnych emocji we mnie. W tamtym momencie potrzebowałam czasu i przestrzeni. Miałam dużo obowiązków, dużo grałam, byłam ambasadorką znanej niemieckiej marki odzieżowej, a jednocześnie mamą dorastającego chłopca. Czułam, że gdzieś wymyka mi się spod kontroli to, czego naprawdę chcę i czego potrzebuję. Po prostu potrzebowałam wyciszenia, oddalenia się, jakiegoś schowania w przestrzeni rodzinnej. Po to, żeby zebrać emocje i lepiej siebie poznać. Bliskie jest mi takie zdanie, które kiedyś usłyszałam, że aktor najwięcej pracuje, kiedy nie gra. To jest prawda, że wtedy zbieramy życiowe doświadczenia, uczymy się też tęsknić za zawodem. To jest nieprawdopodobnie twórcze i stymulujące i tak było w moim przypadku. Później wracałam na scenę, ale moje powroty do teatru były już inne. Role grane w Teatrze WARSawy, z którym teraz jestem związana czy wcześniejsze projekty w teatrze w Tychach, w teatrze w Gliwicach i w Katowicach były dużo bardziej performatywne i artystyczne. Najwyraźniej potrzebowałam jakiejś redefinicji w sobie.
PAP Life: Ale tęskniła pani za aktorstwem?
KB: Tak, z czasem coraz bardziej. W czasie tej zawodowej przerwy zajmowałam się, oczywiście amatorsko, różnymi rzeczami, odkrywałam w sobie różne fascynujące obszary. Dziś jednak wiem, że to aktorstwo łączy w sobie wszystko, co mogę z siebie dać. Zrozumiałam, że w żadnym innym zawodzie nie poczuję takiego spełnienia jak wtedy, kiedy gram przed publicznością na scenie i gdy jestem przed kamerą. Jakaś część mnie na pewno jest tu po to, żeby grać.
PAP Life: Czy kiedy po kilkuletniej przerwie weszła pani na plan „Forsta” pojawił się niepokój: „czy sobie poradzę”?
KB: Ten lęk i niepokój jest zawsze, niezależnie, czy gra się stale, czy rzadziej. On po prostu towarzyszy nam aktorom, bo wbrew pozorom jesteśmy bardzo niepewni siebie. Potrzebujemy potwierdzenia, prowadzenia, trochę jak dzieci za rękę. Dlatego im więcej reżyser daje nam poczucia bezpieczeństwa i takiej pewności, że jesteśmy potrzebni i chciani, tym film jest lepszy i to widać na ekranie.
PAP Life: Pani bohaterka w serialu „Forst” to silna, mocna kobieta, niezależna zawodowo. W pewnym momencie odkrywa, że jej mąż, ojciec ich dzieci nie jest tym człowiekiem, za którego go uważała. Ta wiedza sprawia, że całe jej życie, wszystko to, na czym budowała swoją rodzinę, legnie w gruzach. Czy pani jest osobą, która daje kredyt zaufania, czy woli sprawdzić, zanim kogoś dopuści do siebie bliżej?
KB: Generalnie na wszystkich ludzi jestem otwarta, bardzo ciekawa, myślę, że kontaktowa, pomocna, zawsze z zainteresowaniem rozmawiam, ale nie mam wobec ludzi zbyt wielu oczekiwań, nie wchodzę też szybko w zażyłości. jestem na takim etapie w życiu, że wiem, kim są moi przyjaciele i nie szukam więcej przyjaźni. Najbliższe osoby bardzo sobie cenię i pielęgnuję nasze relacje. W ich otoczeniu czuję się bezpiecznie.
PAP Life: Przeżywała pani rozczarowania zachowaniem bliskich osób?
KB: Patrzę na życie jak na pewnego rodzaju drogę, która nie może być jednorodna, ani cały czas pozytywna ani negatywna. Zawsze, kiedy coś zaskakującego spotka mnie ze strony drugiego człowieka, staram się dać sobie czas, żeby zrozumieć, co to jest za informacja o mnie, dlaczego do tego doszło, dlaczego zainwestowałam w tę relację, a teraz czuję się dotknięta. Nie wyobrażam sobie życia bez tego typu nauk. Myślę, że jesteśmy tak skomplikowani i tak trudni sami dla siebie, że ciężko oczekiwać od kogokolwiek, że będzie ideałem w stosunku do nas. Nie oskarżam nikogo, jak coś mnie uwiera, czy boli. Tego się na pewno nauczyłam przez wszystkie relacje. Akceptować i szanować inność.
PAP Life: Trzy lata temu zakończyło się pani drugie małżeństwo. Wiele kobiet, zwłaszcza w dojrzałym wieku, boi się podjąć taką decyzję, bo nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.
KB: Strach jest naturalny, ale mam też w sobie ciekawość, co będzie dalej. Nigdy nie pozwoliłam na to, żeby strach odebrał mi radość życia.
PAP Life: Konstruując postać, aktor chyba zawsze daje jej coś z siebie. Co pani dała swojej bohaterce w „Forście”?
KB: W przypadku oszukanej Dominiki, największym triggerem była dla mnie jej miłość do dzieci. chęć chronienia ich, potrzeba zabezpieczenia ich psychiki i takie trochę instynktowne walczenie o ich dobrostan, żeby zło, jak najmniej ich dotknęło.
PAP Life: W prawdziwym życiu też chcemy uchronić nasze dzieci przed zagrożeniami, ale nie jest to proste. Bo dziecko w pewnym momencie dorasta i samo chce poznawać świat. Jest pani mamą 13-letniego syna, a nastoletni okres jest trudny, także dla rodzica.
KB: Moja przyjaciółka kiedyś mi powiedziała, że dzieci wychowuje nie dla siebie, tylko dla społeczeństwa. Chciałabym, żeby mój syn był częścią świata, w którym będzie się czuł dobrze, takiego, jaki sam sobie stworzy, ale, żeby wracając do mnie wiedział i czuł, że zawsze jestem. I jestem dla niego. Rodzic powinien zadbać o dobry kontakt, cokolwiek by się nie działo, dziecko musi wiedzieć, że jest obok, pomoże.
PAP Life: Co jest dla pani najważniejsze w relacji z synem?
KB: To jest głębokie pytanie; w każdej relacji z bliską mi osobą dbam o to samo, o co z moim synem, czyli o życzliwość, uczciwość, prawdomówność, lojalność, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa, nazywanie na głos emocji, zarówno tych dobrych, jak i tych złych. Właściwie przyświecają mi takie ponadczasowe wartości. Myślę, że jestem w tym względzie dość staroświecka.
PAP Life: Macierzyństwo, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, nie jest proste. O skomplikowanych relacjach matki z synem opowiada sztuka „Matka i dziecko” Jona Fosse (Literacka Nagroda Nobla 2023) w reż. Adama Sajnuka, w której pani gra w Teatrze WARSawy.
KB: To sztuka o kobiecie, która wybrała karierę, a nie bycie matką dla swojego syna, nie chciała zostać na zapadłej prowincji, chciała zdobywać świat, nawet kosztem pozostawienia własnego dziecka. Po latach próbuje wytłumaczyć się ze swoich wyborów. Bardzo trudna sztuka, ale też piękna, pokazuje, jaką potęgą jest bycie w relacji, jak każdy dzień, każda chwila może być bezcenna, jak warto o to dbać, jakie to daje poczucie sensu. A tak zwana kariera, nawet bardzo fascynująca praca to jest taki sens iluzoryczny, który nie przynosi prawdziwego spełnienia. Myślę, że prawdziwe spełnienie możemy odnaleźć tylko w oczach drugiego człowieka, który jest obok i czuje się z nami dobrze.
PAP Life: Ale świat oczekuje od nas, żebyśmy sprawdzały się w wielu rolach. Nie były tylko matkami, ale odniosły też sukcesy w pracy. Czasami to niewykonalne, a na pewno bardzo trudne.
KB: To prawda, współczesny świat nie ułatwia nam dokonywania wyborów. Życie osoby utalentowanej, zdolnej, której wszyscy dookoła mówią: „możesz, potrafisz, jesteś najlepsza, możesz dojść dalej i wyżej” jest to bardzo trudne. Jednak myślę, że na różnych etapach życia wchodzimy w różne role z inną intensywnością. Na pewno nie da się mieć wszystkiego w jednym momencie. Ale chociaż z jednej strony mówimy, że życie jest krótkie, to jednak daje nam całe okresy czasowe, które możemy dobrze zagospodarować, po to, żeby w późniejszym wieku wszystko ułożyło się w harmonijną całość. Intuicja, która podpowiada, kiedy i jakich dokonać wyborów, zawsze w tych kwestiach jest kluczowa.
PAP Life: Co dalej? W jakich kolejnych produkcjach panią zobaczymy?
KB: Dalej życie. Planów zawodowych nie chcę zdradzać, szczerze mówiąc nie mogę. Ale czuję, że rola w „Forście” ma wpływ na moje aktorstwo. Dzięki temu, że zagrałam kobietę w moim wieku, z moją wrażliwością, energią, inteligencją i siłą poczułam się pewnie. To była pierwszy raz od dawna postać, w której mogłam się „rozsiąść”, pobyć z nią, dać jej swój krwiobieg, swój smutek. W aktorstwie to bardzo pomaga, bo daje komfort psychiczny, że kamera czuje to, co dzieje się we mnie. To dodaje odwagi w graniu, pewności, że jest okej. To jest moja prawda i ona działa. I to jest dobra droga.
Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska (PAP)
Kamilla Baar – aktorka teatralna, filmowa i serialowa. W 2002 roku ukończyła warszawską Akademię Teatralną. Od 2005 roku do 2018 była aktorką Teatru Narodowego w Warszawie, współpracowała m.in. z Janem Englertem, Mają Kleczewską, ma w dorobku wiele świetnych ról dramatycznych, m.in. w „Fedrze”, „Ślubach panieńskich”, w „Pierwszym razie”. W kinie debiutowała w 2004 rolą w „Vincim” Juliusza Machulskiego. Zagrała w wielu filmach i serialach (m.in. „Na dobre i na złe”, „Służby specjalne”, „Uwikłani”). W 2018 roku zdecydowała się zrobić przerwę zawodową. Od połowy grudnia’23 można ją oglądać w spektaklu ubiegłorocznego noblisty Jona Fossego „Matka i dziecko” w Teatrze WARSawy. Gra w serialu „Forst”, który jest pokazywany na platformie Netflix. Ma 13-letniego syna Brunona.