Tarnowski artysta zaprezentuje premierowo swój tomik pt. „Na powierzchni rozkładu” 29 maja w Piwnicach TCK. To wybór twórczości Krzysztofa Hubera z lat 1996-2010.
Spotkanie w ramach „Doby dla kultury” poprowadzi dziennikarz Piotr Kopa. Premierze tomiku towarzyszyć będą: występy muzyków zaprzyjaźnionych z autorem oraz wystawa prac Michała Poręby – ilustracje do książki. Tomasz Kapturkiewicz we wstępie napisał: „Książeczka. Tomik wierszy, ale jakich! Pełnych dobrze mi znanego, znanego wielu bywalcom naszych dziwacznych imprez, jak „Restauracja sia la la la la” lub „Skład Kultury” – charyzmatycznego młodzieńca, kawalera, wkrótce Pana. Gdy go kiedyś wypatrzyłem na jednym z przeglądów lokalnych talentów, zamajaczyła mi przed oczami moja młodość. Zobaczyłem wrażliwego chłopaka, wielki potencjał i talent. Człowiek z przyszłością niepewną, jak poezja. Co robić – takich fach. Mało się takich rodzi.”
A my przypominamy tekst o Krzysztofie Huberze, który rok temu ukazał się na łamach naszego miesięcznika.
Personel traktuję jak swoje dziecko
Choć pretekstem do naszego spotkania jest płyta zespołu Personel, to Krzysztof Huber daje się poznać z zupełnie innej strony. Jest miłośnikiem historii, wędrówek i Podkarpacia, który inspiracji do tekstów piosenek szuka w drugim człowieku.
„Nie tylko dla Personel-u”
Debiutancki krążek o tym tytule zespół wydał po 15 latach obecności na muzycznej scenie. – Ta płyta powstała kilkanaście lat temu, co więcej, wtedy została nawet nagrana. Jednak wówczas, pomimo starań z naszej strony, nie udało się znaleźć wydawcy, mecenasa, który zainteresowałby się materiałem – wspomina Krzysztof Huber. – Byliśmy wtedy trochę młodsi, mniej dojrzali i może było to powodem zniechęcenia i frustracji? Stało się nawet tak, że na kilka dobrych lat się rozstaliśmy, choć oficjalnie to „do widzenia” nigdy nie padło… Po pewnym czasie przypadkowo pojawiła się szansa wspólnego zagrania podczas wystawy fotograficznej Krzysztofa Borowca i wtedy coś „zaskoczyło”, a zespół wrócił do tematu płyty. – Oczywiście pojawił się dylemat, bo mamy bieżące postulaty i plany do zrealizowania, które naznaczone są naszym wiekiem i doświadczeniami. Stwierdziliśmy, że chcemy jednak wrócić do początkowego materiału, bo te piosenki są dla nas ważne i pragniemy je ocalić od zapomnienia – tłumaczy. Udało się ponownie nagrać utwory, a dzięki wrocławskiej wytwórni płyta ujrzała światło dzienne.
Przez lata formacja uległa zmianom personalnym, jednak jej skład już się wykrystalizował.
– Zespół Personel przed przerwą był tarnowsko-krakowskim mezaliansem, który tworzyłem z Mariuszem Dziekanem, Sebastianem Mnichem oraz Markiem Buchowiczem, Piotrem Sokołowskim i Markiem Krupą. W tym składzie wznowiliśmy też próby, jednak ze względów logistycznych do współpracy zaprosiliśmy ludzi związanych z naszym miastem – Grzegorza Noska i Damiana Gwizda – mówi Krzysztof Huber.
Promocji płyty „Nie tylko dla Personel-u” towarzyszył koncert, w którym udział wzięli także inni tarnowscy muzycy: Rafał Huszno, Sławek Ramian, Magdalena Stalmach i Jerzy Durał.
Twórcza inicjatywa bez zbędnego patosu
Krzysztof Huber nie tylko jest inicjatorem i pomysłodawcą formacji Personel, ale też śpiewa i pisze teksty. – Piosenki z płyty obarczone są zębem czasu – pisałem je, gdy miałem niewiele ponad dwadzieścia lat, a jedną z nich napisałem jeszcze w czasie szkoły jako siedemnastolatek. Teraz czasem się „łapię” na tym, że pisałem je trochę na wyrost, odkrywam, że miałem niezłego „nosa”, a niekiedy mam wrażenie, że teksty już mnie nie dotyczą, bo bagaż doświadczeń weryfikuje pewne postawy w życiu. Chcę, żeby były one czytelne dla każdego, żeby każdy chciał się nad nimi na chwilę zatrzymać – wyjaśnia.
– Inspiracją wszystkich utworów jest człowiek, obserwowana rzeczywistość i to, co dzieje się wokół. Zawsze staram się, by to były rzeczy dotyczące bezpośrednio mnie – przeglądam się w człowieku, jak we własnym lustrze.
Zespół zapewnia, że nie brak im świeżego materiału, ale wróćmy do początków. Choć od tego momentu minęło piętnaście lat, twórca grupy mówi, że wydaje się jakby to było wczoraj. – Personel traktuję jak swoje dziecko. Oprócz zespołu pojawiła się Restauracja „Sia la la la la”, rozumiana dwojako: restauracja jako knajpa, ale i restauracja jako odnowienie czegoś. To miało w sobie zaklęcie, które pewnie nie każdy rozumiał, ale nie o to chodziło. To był świat tworzony pod różnorodne działania. Sama nazwa zespołu pojawiła się w mojej głowie pod wpływem filmu Kieślowskiego, który zobaczyłem jako nastolatek. Choć nie jestem znawcą kina to ten film zapadł mi w pamięci i wywarł na mnie spory wpływ, przetransponowałem to do projektu – na zapleczu, obok wielkiej sztuki dzieje się jakaś inicjatywa. My wtedy chcieliśmy być taką spontaniczną inicjatywą, bez nadęcia i patosu – wspomina początki istnienia Personelu. – Inicjatywa ta cieszyła się wówczas dużą popularnością w Tarnowie. Pomagali nam Tomasz Kapturkiewicz i Marcin Sobczyk, którzy czynnie włączali się w organizację przedsięwzięć, ale też dbali o artystyczną stronę, mieli wiele ciekawych pomysłów. Projekt obejmował różnorakie dodatkowe działania: kabaretowe skecze, zabawy z kamerą, uliczne sondy, a do współpracy udało nam się zaprosić kilka uznanych nazwisk – dodaje. Fantastyczny klimat, niezapomniane imprezy – tak było kiedyś, a rzeczywistość trochę się zmieniła. – Mamy takie czasy, że wartościuje się produkt przez liczbę kliknięć czy odsłon. To dziwne i smutne, a myślę, że niestety będzie jeszcze gorzej.
Zakochany w Podkarpaciu i górskich wędrówkach
Nietypowe nazwisko zawdzięcza dziadkowi, który był wiedeńczykiem. Najpierw przebywał w Rosji, potem trafił pod Tarnów – do właścicieli Zbylitowskiej Góry, gdzie zajmował się końmi. Poznał tam swoją przyszłą żonę – nauczycielkę j. polskiego. – Wiem jedynie, że był zasadniczy, ale sprawiedliwy – tak wspomina go mój ojciec. Poza tym był pasjonatem koni, wciąż mam jego oficerki – opowiada. – To oryginalny człowiek, a może nawet „zakręcony” – żył tyle lat w Polsce, choć mógł wrócić do Austrii, do zupełnie innej rzeczywistości. Jednak wszyscy starsi ludzie, z którymi rozmawiałem w Zbylitowskiej Górze, bardzo dobrze go wspominają.
Zamiłowanie sprzed lat wróciło i Krzysztof Huber znów pieszo przemierza górskie szlaki.
– Wiele lat temu schodziłem chyba wszystkie góry w tym kraju, a zupełnie niedawno, gdy po bieganinie związanej z płytą pojawiła się chwila oddechu, znów zdecydowałem się powrócić do tej pasji – wyjaśnia.
Od lat fascynuje go też Podkarpacie, gdzie ma drugi dom, który jak przyznaje, wyrasta na miano pierwszego. – Oprócz tego, że Beskid Niski to piękne tereny, mam w tym miejscu wielu przyjaciół i spędzam tam każdą wolną chwilę. Mieszkamy w ciekawym sąsiedztwie – kilka domów tworzących małą społeczność, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą, ale to zupełnie nie jest uciążliwe. Jest wzajemna solidarność, znamy swoje problemy, staram się pomagać, na ile pozwalają mi możliwości, bo w tych małych wioskach naprawdę jest ogromna bieda. Podkarpacie ma również bardzo ciekawą przeszłość – dużo czytam, interesuję się historią, zwłaszcza I i II wojną światową, tam obecne były ruchy partyzanckie, a nawet poznałem fantastycznego starszego pana, który brał udział w wielu akcjach – dodaje. – To jest tak niedaleko, a tak daleko zarazem… Po 1,5-godzinnej jeździe samochodem trafia się do zupełnie innej rzeczywistości.