Betonozą część naukowców- ekologów nazywa tendencję, polegającą na betonowaniu wszystkiego co żywe i co się jeszcze rusza: gdzie tylko zachował się jeszcze jakiś skrawek bodaj dzikiej przyrody, jakiś trawnik, pewne jest że wcześniej czy później (ale raczej wcześniej) zostanie przykładnie zabetonowany. Wystarczy spojrzeć na rynki w małych miasteczkach, a klasycznym przykładem jest tu centrum Ładnej. Placyk przed szkołą został przykładnie zabetonowany, ustawiono tu kilkanaście ławek i nieco mniej koszy na śmieci. Zupełnie niepotrzebnie zresztą, bo ławki puste, puste są także kosze na śmieci. Bo skoro nikt tu nie siada to i nikt nie nabrudzi. Nieopodal dumna tablica głosi, że inwestycję wykonano „ze środków” (bo teraz już nie mówi się pieniądze, tylko środki) UE.
Skąd to do nas przylazło, ta betonoza? Jak wszelkie zło, także i to pochodzi z tzw. zachodu. Tyle, że zachód już dawno zmądrzał i dawno odszedł od betonowania na rzecz przywracania oryginalnej przyrody, z drzewami, krzewami, trawnikami. Teraz moda przywędrowała do nas. Nie ominęła Tarnowa, rzecz jasna.
Ostatnim „krzykiem mody” betonozy w Tarnowie jest ten nieszczęsny skwerek przy ulicy Bernardyńskiej. Wybetonowany jak się patrzy, choć trzeba przyznać, że zachował się wąziutki pas zieleni. Jakby na pamiątkę, że kiedyś było tu całkiem zielono i ani grama betonu. O fontannach w których taplają się dzieci rozwodził się nie będę, bo to inwestycja zupełnie bez sensu w takim miejscu. Cóż z tego, że daje ochłodę w upalne dni, które przecież przeminą i przez długie miesiące fontanny te będą psu na budę.
Przestrzegałbym osoby, które chcą tu wypoczywać, bo to wyjątkowo nieprzydatne i szkodliwe miejsce. Ulica Bernardyńska jest permanentnie zakorkowana, a spaliny wwiewane są na ten placyk właśnie. Przysiadając na ławce wdychamy jest bez świadomości.
Uważam, że teraz należałoby to miejsce zaorać. Dosłownie zaorać i posiać tam zboże. Kiedy w sierpniu dojrzeje, można by, dla dydaktyki, edukacji i promocji, urządzać pokazowe żniwa. Takie z dawno minionej epoki. Żniwiarze przychodzili by tu z sierpami by to zboże żąć, kobiety przynosiły by im w południe posiłek w dwudniakach: zsiadłe mleko i ziemniaki. A wszystko ze śpiewem na ustach. Snopki zboża szkliły by się w słońcu. A potem młócka. Oczywiście cepami. Z zebranego ziarna upieczono by spory bochen chleba i wręczono w czasie mini-dożynek prezydentowi miasta.
Takie wykorzystanie placyku miałoby swój smak i sens. No i jaka promocja dla Tarnowa! Jedyne w Europie miejsce, gdzie w samym centrum urządza się żniwa według dawnych przepisów.
A tak, mamy lichy, nie wyróżniający się niczym, za to solidnie wybetonowany plac.