– Tyle lat spędziłeś w rzemiośle i wokół niego. Wzloty i upadki, tradycje i obyczaje, oryginalni ludzie, dodający smaku temu miastu.
– Miałem zaszczyt znać ich wszystkich. To byli – używam czasu przeszłego, bo chociaż rzemiosło jeszcze istnieje, to już przecież nie takie samo – ludzie honorowi przede wszystkim. Mimo kiepskich dla honoru czasach.
– Opowiadałeś mi kiedyś o Teodorze Mrozie, zacnym stolarzu, który jednak „poległ” na egzaminie z tego fachu. I to za sprawą prostego, wiejskiego chłopaka…
– To była jedna z uciesznych rzemieślniczych historyjek, które w tamtych latach rodziły się niemal codziennie. Był egzamin w szkole zawodowej, przewodniczący Teodor Mróz go prowadził. Legenda tarnowskiego i regionalnego stolarstwa. Facet miał w małym palcu tajniki fachu. Młodego chłopaka, który stanął przed komisją, nazwał, słusznie zresztą – nieukiem. No i ten nieuk, widząc, że sprawy mają się źle, przystąpił do ataku na swojego mistrza! ”To ja bym chciał zadać panu majstrowi jedno pytanie” . -Ty mnie, jakim prawem?!- gorączkował się Teodor, ale komisja, w tym mój brat Karol była zaciekawiona, co ten nieuk ma do powiedzenia. ”Pozwól mu”- zaproponowali. Teodor naburmuszył się, nadął, ale wyraził zgodę.
– Mam tylko… warunek- ośmielił się chłopak – jak pan nie odpowie, to czy mógłbym dostać tróję przynajmniej. Żeby zdać.
Zgodzono się i na to. – No, co to za pytanie?- to Teodor, ciągle zły, że jako główny juror został wystawiony na próbę. I to, przez kogo!
– Proszę powiedzieć, panie majstrze, gdzie drzewo ma tył?
Komisja zamarła. Cisza jak makiem zasiał. ”- co, jak, jakie drzewo, jaki znowu tył?”- Teodor był zaskoczony. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Na taką zagadkę nikt nie znał odpowiedzi. Ale wszyscy czekają, jak z tego wybrnie.
– No, bo, panie majstrze, wszystko ma przód i tył. Krowa, świnia. To drzewo też. Tylko – gdzie ono, to drzewo, ma tył?
Cisza. Teodor dał się złapać w pułapkę. Kombinuje: „nooo, zasadniczo to od północy, tam gdzie mech porasta”.
– Nie, panie majstrze. Drzewo ma tył tam, gdzie ludzie chodzą sr…ć. Mówi się przecie: ”idź za drzewo zrobić kupę”. No to tam jest tył drzewa.
Martwa cisza w komisji. Teodor poczerwieniał, cisza się niebezpiecznie przedłuża, wreszcie wybuchnął niepohamowanym śmiechem, reszta za nim, chłopak uratował się, i aczkolwiek nieuk, wyrósł na całkiem przyzwoitego stolarza.
– Że też takie historie zdarzały się na egzaminach. Te dzisiejsze są płaskie jak deska do prasowania.
– Tak było. Ludzie w tych szarych czasach mieli fantazję. Rzemieślnik to nie był jakiś tępak, heblujący deski. Znali fach i chociaż mówili ciągle „majzel” zamiast dzisiejszego przecinaka, umieli swą wiedzę praktyczną przekazać innym. I potrafili się bawić.
– To już też przeszłość?
– Niestety. Tarnów słynął z rzemiosła, ale dziś to znaczenie w jakimś sensie rozmazało się, zatarło. A już trudno sobie wyobrazić, żeby na egzaminie przydarzyła się taka ucieszna jak historyjka.