– Skoro pozostajemy przy dawnym Tuchowie…Skąd się wziął tak zwany Partyzant Tuchowski, który dał początek Klubowi Seniora- Partyzanta w miasteczku?
– Z ubolewania.
– …Przepraszam: z czego?!
– Z ubolewania. Major Dudek, naczelnik Tuchowa, szef Terenowych Oddziałów Samoobrony i Ligi Obrony Kraju ubolewał nad tym, że sąsiednie miejscowości i gminy mają co najmniej po jednym partyzancie, jak nie więcej. A Tuchów nie ma ani jednego. Uznawał to za sytuację karygodną, nienormalną, i ubolewał z tego powodu. Bardzo głęboko ubolewał.
– Czy to ubolewanie przyniosło jakieś dobre skutki?
– Owszem, choć nie tak od razu. Początkowo major próbował przesiedlić do Tuchowa kogoś, kto był partyzantem, a mieszkał w sąsiedniej gminie. To jednak nie wypaliło. Ale najpierw wyjaśnię w czym rzecz. Ci byli partyzanci to żołnierze Batalionu AK „Barbara”, działającego na Pogórzu. Co roku pod koniec maja odbywali spotkania patriotyczne w klasztorze Redemptorystów. Byli na nich partyzanci z Gromnika, Tarnowa, rozmaitych wsi w regionie. I ani jednego z Tuchowa. Major nie mógł się z tym pogodzić…
– Jak zatem znalazł wyjście z tej rzeczywiście trudnej sytuacji?
– Major miał pewną słabość. W sobotnie wieczory grywał namiętnie w „tysiąca” z jednym ze swoich sąsiadów, panem Sz. Najczęściej bywało tak, że Sz. przez szacunek do naczelnika i majora w jednej osobie przegrywał do niego, co Dudka niezmiernie cieszyło. Pewnej soboty, kiedy major po raz kolejny zgarnął całą pulę, odezwał się w te oto słowa do swojego kolegi:
” Słuchaj Michał, jest taka sprawa… Musisz zostać partyzantem”.
– Jak to – Sz. nie krył zdumienia – przecież… partyzantów już dawno nie ma. Okupacja skończyła się dawno temu.
„I w tym sęk – kontynuował major – że partyzantów nie ma. Nie mamy ani jednego partyzanta w Tuchowie. A inni mają po kilku. Dlatego postanowiłem mianować partyzantem ciebie” .
– Ależ Czesiek, to jest… panie majorze! Przecież ja miałem zaledwie 7 lat jak tu działała partyzantka – oponował Sz. – Jakże miałbym teraz zostać partyzantem, nawet takim byłym?
– Nic nie szkodzi. Znajdziemy wyjście z sytuacji…
Major wszystko dokładnie przemyślał. Koledze od kart wyjaśnił, że ten, mimo młodego wieku w czasie okupacji, mógł na przykład donosić prawdziwym partyzantom jedzenie gdzieś na skraj leśnej polany, nie wzbudzając podejrzeń u Niemców.
– A to już podpada pod działalność partyzancką – objaśnił major.
Sz. długo jeszcze oponował, krygował się. Ale zrezygnował, kiedy major oświadczył w krótkich, żołnierskich słowach, że to jest rozkaz. A za niewykonanie rozkazu grozi kara śmierci.
– I jak się sprawy potoczyły dalej?
– Kiedy już Tuchów posiadał na stanie jednego partyzanta, był to wystarczający powód do tego, by utworzyć przy LOK Klub Seniora- Partyzanta. I tak też się stało. Sz. dostał mundur wojskowy i występował na prelekcjach z młodzieżą, opowiadając o ciężkiej doli partyzanta. Odtąd już nikt nie wytykał majorowi Dudkowi, że Tuchów, niby takie ważne miasteczko, z amfiteatrem, własną oczyszczalnią ścieków, własnym szpitalikiem z tak doskonałym oddziałem położniczym że większość obecnych tarnowskich trzydziestoparolatków tu się właśnie rodziła- nie ma ani jednego partyzanta. Sz. był przecież żywym zaprzeczeniem takiej obelgi. Major triumfował, nie po raz pierwszy zresztą…