Moda? Ależ tak, wszyscy wiemy: styl, sposób ubierania się. Jeśli chcemy być modni, czyli, „być na topie”, należy sobie, zgodnie z obowiązującą już od kilkunastu lat – wydrzeć w rozmaitych miejscach dziury np. w dżinsach. Człowiek- obojętne, kobieta czy mężczyzna, nie posiadający dziur na kolanach zwłaszcza, uważny jest za nienadążającego za modą ćwoka i popaprańca. Nie pasuje do otoczenia i w zasadzie nie powinien pokazywać się publicznie…
Zanim przejdę do historii która brzmi jak anegdota, choć wydarzyła się naprawdę, jeszcze słów kilka o tym, jak definicję mody traktują w sposób naukowy. Cóż to zatem takiego, ta oswojona i dobrze nam znana moda? Otóż jest to – uwaga, bo zabrzmi głupio, ale za to naukowo jak najbardziej – jest to nic innego jak „podsystem komunikacyjny charakterystyczny dla danej epoki lub struktury macierzystej, który reguluje wewnętrzne i zewnętrzne przejawy ekspresji członków danej zbiorowości.”
Prawda, jakie to proste i urocze inaczej?
A teraz słów parę o celach mody Badacze wyróżniają ich pięć
Cel praktyczny − osłona przed zimnem, ochrona przy pracy;
Cel obyczajowości (etyczny) − szanowanie intymności własnej i innych, nieprowokowanie;
Cel ozdobny − zdobi człowieka, podnosi jego godność;
Cel seksualny − zwraca uwagę u potencjalnego partnera seksualnego;
Cel reprezentacyjny − dana moda reprezentuje pozycję lub stanowisko człowieka, jego poglądy, ideologię, światopogląd.
Uff, kto by pomyślał, wkładając podarte, podziurawione dżinsy, że wkłada na siebie tych pięć punktów naraz ?
W tych definicjach nie znajdujemy jednak odniesienia do dwóch światów, które jakiś czas temu zderzyły się ze sobą w Stanach Zjednoczonych, a pochodziły z … okolic Tarnowa, ściślej niewielkiej miejscowości w gminie Tarnów.
Oto pani Leokadia B. i jej nieco ponad trzystoletnia córka. Młoda pani B. od kilkunastu lat mieszka w Chicago i ani myśli o powrocie w rodzinne strony. Pewnego dnia odwiedza ją matka. Dodajmy: mało obyta we współczesnych trendach mody, co ma dla etj historii istotne znaczenie.
Kiedy córka wyjeżdża do pracy, pani Leokadia zabiera się za porządki w mieszkaniu. Zaglądając do szafy, z przerażeniem stwierdza, że wisi tam kilkanaście par spodni. Ale jakich! Każda para jest solidnie podziurawiona. Zwłaszcza na kolanach.
Pani Leokadia postanawia zrobić córce niespodziankę. Zabiera się do starannego cerowania i łatania gdzie się da tych dziur. Robota niezwykle mozolna, i czasochłonna, ale kiedy po kilkunastu godzinach córka wraca z pracy na przedmieściach Chicago, spodnie są jak nowe. Wszystkie dziury starannie zaszyte.
– Mamo, na litość boską! Coś ty mi zrobiła! Przecież tu były dziury!
– Nooo… były. Ale już ich nie ma. Zacerowałam, pozaszywałam.
– Ale tak ma być. Z dziurami. Taka teraz moda. Muszę znowu wszystkie podziurawić, bo jak ja się pokażę ludziom w spodniach bez dziur? Wezmą mnie za jakąś prowincjonalną idiotkę!
Tę historię, która brzmi jak anegdota, choć wydarzyła się naprawdę znam z pierwszej reki. Od pani Leokadii właśnie, znanej działaczki Koła Gospodyń Wiejskich w swojej wsi nieopodal Tarnowa.
Do dziś , kiedy raz do roku, w porze dożynek, spotykam panią Leokadię, wspominamy jej amerykańską przygodę z modą.
– Przyjdzie jeszcze taki czas- mówi refleksyjnie pani Leokadia- że i ta moda przeminie. I będzie wstyd pokazać się w dziurawych portkach.
Jestem przekonany, że ma rację.
Zygmunt Szych
Fot. ilustracyjne Pixabay.org

