21 kwietnia mieszkańcy Krakowa wybiorą kolejnego prezydenta miasta. W wyborczej dogrywce pozostało dwóch kandydatów: Łukasz Gibała i Aleksander Miszalski. O tym, który z nich zostanie prezydentem Krakowa, zdecydują emocje. Negatywne emocje.
Gdyby pierwszą turę – tak jak pokazywały to wszystkie przedwyborcze sondaże – wygrał Łukasz Gibała, lider Krakowa dla Mieszkańców i z przewagą, która dawała mu większość sondaży, druga tura byłaby raczej formalnością. Gibała miałby wygraną w kieszeni – uchodziłby za faworyta, dostałby część głosów wyborców Prawa i Sprawiedliwości i byłoby po sprawie.
Wyniki pierwszej tury były jednak ogromną sensacją, bo wygrał ją Aleksander Miszalski i to ze znaczącą przewagą nad Łukaszem Gibałem (37,2 proc. do 26,8 proc.). I teraz to kandydat KO uchodzi za faworyta, choć jego rywal wciąż nie jest bez szans.
Wojna emocji
Przed pierwszą turą Łukasz Gibała był oazą spokoju. Nie reagował nawet nerwowo na negatywną kampanię dotyczącą powiązań biznesowych jego rodziny. Po ogłoszeniu wyników głosowania 7 kwietnia wszystko się zmieniło. Chyba szok sprawił, że puściły mu nerwy i natychmiast zaatakował swojego konkurenta w walce o prezydenturę. Potem tonował osobistą krytykę, ale negatywna kampania przeniosła się na plakaty rozlepiane w Krakowie. Teraz to Aleksander Miszalski uchodzi za oazę spokoju. bo też bez większych nerwów reaguje na to, co robi komitet Łukasza Gibały.
W kampanii wyborczej przed drugą turą dominują negatywne emocje. Widać je także w mediach społecznościowych. Próbuje je podsycać PiS, który swoim wyborcom radzi, by nie głosowali na kandydata KO, co w praktyce jest nieformalnym poparciem dla Łukasza Gibały.
Każdy kij ma dwa końce
Ale politycy i radni PiS nie pokazują się w towarzystwie kandydata, którego nazywają mniejszym złem. Nie ma wielkiej mobilizacji elektoratu PiS. Dlaczego? PiS mogłoby przesadzić.
Już samo nieformalne poparcie dla Łukasza Gibały jest małą mobilizacją dla przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby politycy PiS bardziej zaangażowali się teraz w popieranie Łukasza Gibały, wywołaliby reakcję w postaci wielkiej mobilizacji antypisowskiego elektoratu. Skutek byłby więc taki, że Aleksander Miszalski mógłby zdobyć głosy tych, którzy w pierwszej turze nie byli przy urnach, ale teraz pójdą na „złość zamysłom PiS-u”.
Z drugiej strony niezbyt mocna mobilizacja wyborców PiS też działa na korzyść kandydata KO, bo Łukaszowi Gibale może zabraknąć głosów potrzebnych do zwycięstwa. Niektórzy obserwatorzy polityki twierdzą, że wielu wyborców PiS, w najbliższą niedzielę nie pójdzie głosować. Także z powodu negatywnych emocji – rozczarowania pierwszą turą, negatywną oceną obu kandydatów z wyborczej dogrywki.
Odwrotny od zamierzonego skutek może przynieść również plakatowy atak na kandydata KO ze strony komitetu jego rywala. Przypomnijmy, że we wszystkich poprzednich kampaniach im bardziej był atakowany prezydent Jacek Majchrowski, tym bardziej mógł być pewny wygranej w drugiej turze.
Czy tym razem te same mechanizmy zadziałają tak samo? Przekonamy się o tym już za kilka dni.
Grzegorz Skowron (Agencja Informacyjna GEG)