„To nie była kwestia albo ciąża, albo życie” – mówi mąż zmarłej 15 lat temu siatkarki. Dziś ich córka idzie w ślady matki

Grzegorz Skowron
Agata Mróz (ZDJĘCIE ARCHIWALNE z 24.06.05. Fot. PAP/EPA/FRANCK ROBICHON)

Gdy razem ze słynną drużyną „Złotek” dwukrotnie sięgała po złoto mistrzostw Europy, pokochały ją miliony Polaków. Potem te miliony kibicowały jej, gdy toczyła walkę z mielodysplazją szpiku. Wydawało się, że wszystko skończy się szczęśliwie. Przecież skoro spotkała miłość swego życia, wzięła ślub, zaszła w ciążę i urodziła zdrową córkę, to i przeszczep szpiku skończy się sukcesem. Niestety, tak się nie stało się… Agata Mróz-Olszewska zmarła 4 czerwca 2008 roku, dwa tygodnie po przeszczepie, dwa miesiące po urodzeniu córki Liliany. W 15. rocznicę jej śmierci rozmawiamy z Jackiem Olszewskim o tym, jak radził sobie jako samotny ojciec, dlaczego to jemu zawdzięczamy urlop tacierzyński, czy trudno mu było ułożyć sobie życie na nowo i czy z Liliany wyrośnie przyszła siatkarka.

- reklama -

PAP Life: Pamięta pan ten dzień, w którym odeszła pana żona Agata?

- REKLAMA -

Jacek Olszewski: Jak przez mgłę. To był bardzo intensywny czas. Zdawałem sobie sprawę, że z Agatą jest źle. Dwa, trzy tygodnie po przeszczepie to jest najbardziej newralgiczny czas. Organizm jest bezbronny, bo przed przeszczepem człowiek dostaje chemię, która całkowicie wyniszcza jego układ odpornościowy. W przypadku Agaty było tak, że po przeszczepie, który nie zdążył się jeszcze przyjąć, jej organizm został zaatakowany. To jest najczęstsze powikłanie. Ale człowiek ma nadzieję do końca i walczy. Pamiętam, że jeszcze dzień przed jej śmiercią, pojechałem do Katowic, żeby przywieźć jakiś antybiotyk starej generacji, który – jak wierzyliśmy – pomoże Agacie. Nie udało się… Przyznam się, że nie lubię wracać pamięcią do tamtych dni. Jest takie stare powiedzenie, że czas leczy rany i to się sprawdza. Życie idzie do przodu, trzeba rozwiązywać problemy, które się pojawiają, a nie rozgrzebywać przeszłość. Agata zawsze będzie w moim sercu, ale nie celebruję dat.

- Advertisement -

PAP Life: Kiedy odeszła, został pan wdowcem z dwumiesięczną córką. Ogromne wyzwanie.

J.O.: Nie miałem czasu, żeby poddać się smutkowi czy rozpaczy, bo musiałem zająć się Lilą. Zresztą opiekowałem się nią już od urodzenia, bo Agata od razu po porodzie została w szpitalu i przygotowywała się do przeszczepu.

PAP Life: Czy to prawda, że to panu zawdzięczamy urlop tacierzyński?

J.O.: Może to był zbieg okoliczności, ale coś w tym chyba jest. Kiedy Agata była w szpitalu, miałem bardzo duży problem z przejęciem jej urlopu macierzyńskiego. Byłem odsyłany od jednego do drugiego urzędu i wszędzie słyszałem, że nie ma takiego prawa, które pozwala, by ojciec przejął urlop mamy, nawet w momencie, kiedy ona jest chora i niezdolna do zajmowania się dzieckiem. A jak mógłbym zajmować się Lilką i równocześnie wrócić do pracy? Kiedyś miałem okazję porozmawiać na ten temat z nieżyjącą już senator Krystyną Bochenek. Ona obiecała mi, że spróbuje interweniować w tej sprawie. I tak się stało. W końcu urlop tacierzyński został uchwalony.

PAP Life: Dziś Liliana ma 15 lat. Co było najtrudniejsze w samotnym rodzicielstwie?

J.O.: Nie wiem, czy moja sytuacja była aż tak bardzo wyjątkowa, bo w dzisiejszych czasach wielu rodziców wychowuje dzieci samotnie, choć prawdą jest, że przeważnie są to kobiety. Na pewno starałem się, żeby Lilka jak najmniej odczuwała brak matki, zawsze spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Ale przecież nie da się do końca mamy zastąpić… Dziś, gdy patrzę z perspektywy tych 15 lat, wydaje mi się, że wcale aż tak ciężko mi nie było. Mam wrażenie, że dopiero teraz, gdy córka zaczęła dorastać, zrobiło się trudniej. Lilka – jak pewnie większość nastolatków – uważa, że tata się na niczym nie zna, więc teraz jestem traktowany głównie jak skarbonka. Ale cóż, trzeba to jakoś przetrwać, choć łatwo nie jest.

PAP Life: Córka zwierza się panu jeszcze ze swoich problemów?

J.O.: Raczej nie. Teraz jest w takim wieku, że trudno jest mi coś z niej wyciągnąć. Na szczęście ma blisko siebie bardzo fajną osobę, z którą może pogadać na prawie każdy temat, także o problemach z tatą. To jej trenerka, Asia Mirek. Lilka ma do niej duże zaufanie. Ciekawe jest też to, że Asia grała w reprezentacji razem z Agatą, razem dwa razy zdobyły mistrzostwo Europy. Jej relacja z Lilką to w jakimś sensie kontynuacja relacji z Agatą.

PAP Life: Liliana trenuje siatkówkę, tak jak jej mama. Sama wybrała tę dyscyplinę czy pan ją namówił?

J.O.: Nie namawiałem jej. Wręcz przeciwnie, starałem się ją chronić przed siatkówką. Chciałem, że sama znalazła dla siebie taką dyscyplinę sportu, która będzie jej odpowiadać, a nie kierowała się tym, co wszyscy mówią, że skoro jej mama grała, to ona też musi i będzie świetną zawodniczką. Szukaliśmy różnych sportów. Przez jakiś czas Lila grała w tenisa, pojawił się pomysł, że będzie skakała o tyczce. W końcu jednak trafiła do klubu siatkarskiego KS SASKA, spodobała się jej atmosfera i zakochała się w siatkówce.

PAP Life: Ile lat miała Liliana, kiedy zaczęła grać?

J.O.: Dziewięć, może dziesięć. Ale już dwa lata wcześniej spotkałem się z właścicielami klubu, którzy namawiali mnie, żebym przyprowadził Lilkę. Wtedy się jeszcze opierałem i powiedziałem, że córka musi sama poszukać swojej drogi. Wkrótce czeka nas zmiana klubu, bo do tej pory Lila grała w młodziczkach, a teraz musi przejść do klubu, w którym jest sekcja kadetek. Jeszcze nie wiemy, czy znajdziemy taki klub w Warszawie, czy poszukamy gdzieś dalej, co będzie wiązało się dla Lilki z wyjazdem z domu i zamieszkaniem w internacie.

PAP Life: Córka od razu złapała bakcyla siatkówki?

J.O.: Tak. Naprawdę można powiedzieć, że siatkówkę ma w genach. Na początku miała problem z koordynacją, ale to normalne u dzieci takich jak Lila, które bardzo szybko rosną. A ona już teraz ma 186 cm wzrostu.

PAP Life: Jest podobna do swojej mamy?

J.O.: Bardzo. Ma podobny uśmiech, sylwetkę, nawet na boisku rusza się dokładnie tak jak Agata. Potwierdza to zresztą jej ciocia Kasia oraz trenerka.

PAP Life: A charakter też odziedziczyła po Agacie?

J.O.: Moja teściowa powtarza, że Lila jest kopią swojej mamy. Tak jak Agata ma własne zdanie na każdy temat i zawsze musi postawić na swoim. Natomiast sama Lilka mówi, że jest taka uparta jak… jej tata. Może zatem jej charakter jest mieszanką cech moich i Agaty.

PAP Life: Czy Lilka dopytywała pana o swoją mamę?

J.O.: W moich rozmowach z córką Agata zawsze pojawiała się naturalnie. Nie było takich sytuacji, że nagle siadamy przy stole, a ja zaczynam opowieść o jej mamie. Może jeszcze kiedyś przyjdzie na to moment… Żyjemy w czasach, kiedy dużo informacji można znaleźć w mediach. Kiedy Lila była już starsza, czasem ktoś w szkole zagadał ją o mamę, zdarzały się różne komentarze, miłe, ale też negatywne, na przykład takie, że jej mama, zamiast się leczyć, zdecydowała się ją urodzić. Wiadomo, że takie rzeczy robiły na Lilce mocne wrażenie i chciała je ze mną wyjaśnić.

PAP Life: I co pan wtedy jej mówił? Ja też czytałam, że Agata Mróz przełożyła przeszczep szpiku ze względu na ciążę i że to mogło mieć wpływ na jej zdrowie. W poświęconym jej filmie „Nad życie” jest scena, w której lekarze namawiają ją do przerwania ciąży.

J.O.: To nie była kwestia albo ciąża, albo życie. Była szansa, że Agata urodzi dziecko i pomyślnie przejdzie leczenie. Przeszczep szpiku mógł się nie przyjąć także wtedy, gdyby Agata nie zdecydowała się na ciążę. Każdy podejmuje własną decyzję i ponosi za nią odpowiedzialność. Nikomu nie życzę, żeby musiał stawać w takiej sytuacji jak Agata.

PAP Life: Po jej śmierci zaangażował się w propagowanie dawstwa szpiku. Agata stała się legendą, a pan trochę strażnikiem tej legendy. Nie ciążyło to panu?

J.O.: Przez kilka pierwszych lat chciałem odwdzięczyć się tym wszystkim ludziom, którzy nam pomagali, oddawali krew. Razem z fundacją „Przeciwko Leukemii” bardzo dużo jeździliśmy po Polsce, robiliśmy akcje poboru krwi, rejestrowaliśmy dawców szpiku. Ale w pewnym momencie uznałem, że spłaciłem dług i chciałem się od tego odciąć, zacząć układać swoje życie na nowo. Kiedy pojawiały się inicjatywy nadania szkole imienia Agaty i byłem zapraszany, było mi bardzo miło, zawsze wyrażałem zgodę, ale starałem się nie jeździć na te ceremonie. Pojawiałem się jedynie na memoriałach im. Agaty Mróz – Olszewskiej, który robiliśmy wspólnie z Fundacją „Kropla Życia”, choć też nie na wszystkich. Powiem szczerze, że czasem miałem wrażenie, że byłem postrzegany jako relikt w muzeum, który można oglądać z daleka, podziwiać, ale niekoniecznie dotknąć. Media wykreowały mój idealny wizerunek, a ja przecież jestem tylko człowiekiem. Myślę, że także z tego powodu nie było mi łatwo znaleźć partnerkę, która byłaby gotować mierzyć się z legendą Agaty. Wiele kobiet zwyczajnie się tego bało. W końcu spotkałem Anetę i od 2,5 roku razem z jej dwoma synami i Lilą tworzymy dużą, szczęśliwą rodzinę. Kiedyś czułem się samotny, a teraz czasem jest nadmiar wszystkiego. Ale tak jest fajnie. Moja partnerka ma świetny kontakt z Lilą, dzieciaki świetnie się ze sobą dogadują. Dlatego z radością patrzę w przyszłość.

Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska (PAP Life)

Agata Mróz-Olszewska – rozegrała 138 meczy w siatkarskiej reprezentacji Polski, zdobyła dwa złote medali mistrzostw Europy (w 2003 i w2005 roku). Od 17 roku życia chorowała na mielodysplazję szpiku. Pod koniec maja 2008 roku przeszła zabieg przeszczepu szpiku kostnego w Klinice Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii we Wrocławiu. 4 czerwca zmarła w wyniku posocznicy i związanego z nim wstrząsu septycznego. Miała 26 lat, osierociła dwumiesięczną córeczkę Lilianę, którą urodziła w 7 miesiącu ciąży.

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *