Szachowanie Szychem. Ta dziwaczna… Nieodpowiedzialność

IlustrowanyKurierCodzienny

Kończyliśmy właśnie – nasza kilkuosobowa drużyna z miesięcznika „ Tarnów.in”- filmowy reportaż dokumentalny o Guzdku, kacie Powiśla z ponurych lat okupacji (dziś film dostępny w Ilustrowanym Kurierze Codziennym- ikc.pl). Brakowało nam jeszcze scen ze Stonawy, miasteczka leżącego obecnie w Czechach, na Śląsku Cieszyńskim, skąd Guzdek pochodził. Postanowiłem poprosić o pomoc konsula RP w Ostrawie: liczyliśmy, że zechce nam ułatwić kontakty z tamtejszym samorządem, bo zamierzaliśmy rozpytać do kamery stonawian co wiedzą o mordercy Polaków z ich stron.

- reklama -

Na odpowiedź konsula czekamy do dziś, choć pismo wysłaliśmy ponad 5 lat temu! Ostatecznie pojechaliśmy tam, nagraliśmy rozmowy, a starostą Stonawy okazał się być… Polak, więc obeszło się bez pomocy naszego konsula. Ale przecież chodziło o list jak najbardziej oficjalny, od polskich dziennikarzy do polskiego konsula.

- REKLAMA -

Nie był to bynajmniej jedyny w ostatnich latach przypadek, który nazwałem Nieodpowiedzialnością w znaczeniu: brak jakiejkolwiek odpowiedzi na list, telefon, kontakt z różnymi osobami, przedstawicielami instytucji, biur, przedsiębiorstw, osobami prywatnymi. O tych moich osobistych doświadczeniach mogę powiedzieć, że to jakaś dziwaczna, tajemnicza i nie do końca wyjaśniona plaga, jaka nawiedziła i nadal nawiedza nasze obyczaje. I nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, skąd się wzięła i jakie są powody jej pojawienia się.

- Advertisement -

Wysyłam oto list do mieszkających w Krakowie właścicieli tarnowskiego Zajazdu pod Dębem. W zamierzchłej epoce postarałem się, by sprowadzono tu, jako niezwykłą atrakcję turystyczną prehistoryczne drzewa, czarne dęby, jakie w tych stronach rosły kilkanaście tysięcy lat temu. Posadowione w tym miejscu, przy uczęszczanej trasie na Bieszczady byłyby nie lada atrakcją, jako jedyny tego rodzaju obiekt w Polsce pokazany publicznie. ” Dotknij prehistorii”- głosiłyby bilbordy przy dawnej ”czwórce”, zachęcające do odwiedzin ekspozycji, a zarazem i zajazdu.

Niestety, jak wtedy, w 1984 roku (!) trzy okazy czarnych dębów wydobyte ze żwirowni w Straszęcinie zrzucono z potężnych przyczep, tak leżą tam i niszczeją do dziś. W liście do właścicieli, wysłanym jakieś 6 lat temu, zachęcałem by zadbali, także w ich własnym reklamowym interesie o eksponaty. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Żadnej, ani na tak, ani na nie.

Podobna „ nieodpowiedzialność” spotkała mnie w przypadku Oberży pod Grzybem. Zbudowano ten obiekt tuż przy drodze w stronę Krynicy, w Piotrkowicach, niedaleko miejsca, gdzie w 1977 roku znaleziono Największy Grzyb Świata, szmaciaka gałęzistego o wadze 15 kg i metrowej średnicy kapelusza. Sugerowałem właścicielom Oberży, by zechcieli postawić, jak to było w przeszłości, pomnik- makietę kolosa na niewielkiej łączce przy Słonej Górze, także jako zachętę do odwiedzenia ich kulinarnego interesu. Wysłałem im nawet mój folder traktujący o znalezisku. Bez odpowiedzi. Ale folder zatrzymali, można go przejrzeć w recepcji.

Od ponad 35 lat zajmuję się obserwacją i opisywaniem obyczaj ptaków w Tarnowie i okolicy. Napisałem o tym przewodnik, obejmujący 100 gatunków, w większości tych skrzydlatych stworzeń, które mieszkają w samym mieście, a mało są znane mieszkańcom.

Wysyłam w sprawie publikacji przewodnika- unikalnego, bo nikt o ptakach w Tarnowie nie pisał, o dydaktycznych i poznawczych walorach- propozycję wydawniczą pocztą mejlową do jednego z wydawnictw. Specjalizuje się ono w drukowaniu rozmaitych przewodników właśnie, liczyłem więc po cichu na jakieś zainteresowanie propozycją. Minęło pół roku. Bez odpowiedzi. Jakiejkolwiek, nawet w rodzaju: „daj pan spokój, po nam coś takiego, to nas nie interesuje”. Nic. Milczenie owiec.

Wielokrotnie- dziś już nie policzę ile razy- w ciągu minionych kilkudziesięciu (!!!) lat na łamach rozmaitych gazet i periodyków, w audycjach radiowych, w TVP – pisałem i mówiłem o projekcie ratowania niegdyś tętniącego życiem stawiku pośród wielkiego blokowiska, na Falklandach w Tarnowie. Poddawałem też pod publiczną debatę projekt posadowienia czarnych dębów w miejscu gdzie w południowej części miasta znajduje się granica między dwiema krainami geograficznymi: Karpatami z Górą Marcina a Niziną Sandomierską. Takie miejsce byłoby niespotykaną turystyczną ciekawostką. Adresatem mojego pomysłu był, oczywiście, Urząd Miasta i samorząd Tarnowa. Pisałem w tej sprawie listy do kolejnych trzech prezydentów.

Nigdy nie doczekałem się zdawkowej bodaj odpowiedzi. Nawet takiej w stylu : „daj pan spokój, my tu mamy na głowie łatanie dziur w drogach, a pan tu nam z jakimiś granicami geograficznymi”.

Nie wiem, skąd się przywlokła ta powszechna Nieodpowiedzialność, czyli nie odpowiadanie na korespondencję, kojarzę jednak to zjawisko ze współczesnymi czasami , bo teraz właśnie występuje ono powszechnie. Skąd by się ono nie brało, brak odpowiedzi na listy to dowód na brak kultury ,ale i- przynajmniej w przypadku publicznego adresata- także na łamanie prawa.

W tak zwanej minionej epoce było jednak inaczej, co bynajmniej nie znaczy bym za nią z tego powodu tęsknił. Pod koniec lat 70-tych minionego stulecia tarnowski oddział PKS fetował 40-lecie istnienia. Trafiłem w dniu obchodów na dworzec PKS. Na osiem stanowisk czynne było tylko jedno okienko z biletami, z wielką do niego kolejką. Już tylko wyłącznie dla odreagowania- spóźniłem się wtedy na reportaż z głębokiej prowincji – napisałem o tym zjawisku kilku kąśliwych zdań.

Doczekałem reakcji: już po tygodniu przyszła odpowiedź!

„Nasza załoga, z dumą i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku obchodziła jubileusz 40-lecia (….) I nie zmąci naszej radości paszkwilancki tekst redaktora Szycha, opisujący kłopoty z nabyciem biletu na autobus. W czyim interesie jest takie pisanie, podważające nasz zespołowy trud?”.

Pismo tej treści, podpisane przez: dyrektora naczelnego PKS, 1 sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR, przewodniczącego zakładowych związków zawodowych, zakładowego koła Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej rozesłane zostało, poza moją skromną osobą, także do: redaktora naczelnego Dziennika Polskiego, gdzie wtedy pracowałem, Komitetu Wojewódzkiego PZPR, Urzędu Wojewódzkiego, Dyrekcji Naczelnej PKS, Ministerstwa Transportu Drogowego i Komunikacji.

No proszę, jak pięknie nam kwitła niegdyś sztuka epistolarna, dziś w zupełnym już zaniku…

Zygmunt Szych

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *