– Czy wiesz, w jaki sposób obliczano corocznie ilość uczestników pochodów pierwszomajowych?
– Nie bywałem na tamtejszych salonach.
– To dużo straciłeś. Ktoś przecież musiał bywać, choćby po to, by teraz móc o kulisach rozmaitych takich wydarzeń napisać. Otóż było to tak, że po skończonym pochodzie dziennikarzy zapraszano do tzw. ”sektora informacji” w KW PZPR. Garstka pracujących tam ludzi wyróżniała się tym, że bardzo szybko chodzili po korytarzach. Miało to dodać im splendoru i powagi, że niby ten sektor informacji taki zaaferowany, zabiegany. Zazwyczaj odbywało się to w taki sposób, że do zeszłorocznego pochodu dodawano jakieś pięć tysięcy. Miało to świadczyć o tym, że uczestników z roku na rok przybywa, czyli partia rośnie w siłę itp. Przyrost naturalny w Tarnowie był taki sobie, więc zastanawiałem się, co byłoby gdyby tamten reżym trwał jeszcze dłużej. Mogło by być tak, że ilość uczestników pochodu przekroczyłaby liczbę mieszkańców Tarnowa.
– Tyz piknie, jak powiadają starożytni górale. O tym szczególe nie wiedziałem, a jest taki pocieszny. Pamiętam natomiast tak zwane spędy w Sali Lustrzanej
– Czymże cię one zaciekawiły ? Przecież to były nudne jak flaki z olejem konferencje, nasiadówki, starannie wcześniej przygotowane. Choć w zamyśle było pokazanie jak demokratyczną instytucją jest „Nasza partia”. ”Nasza partia”- tak lektorzy dziennika telewizyjnego zwracali się do narodu. Jakby dla wszystkich była ona „nasza”.
– No więc, co do tych „spędów”: dawały one sposobność do podglądania zakulisowego życia partyjnego i obyczajów. Najmocniej utkwił mi w pamięci jeden. Kiedy sala była wypełniona uczestnikami takiego spędu, wchodziła majestatycznym krokiem Władza. Po Sali roznosił się hurgot krzeseł. To uczestnicy spotkania wstawali na powitanie Władzy. Śmieszyło mnie to niebywale, bo przypominało szkołę, i uczniów, witających w ten sposób nauczyciela. Bywało, że tworzył się „korek”…
-?
– Dziennikarze siadali zwykle tu przy wyjściu. Wchodzi Władza na czele z I sekretarzem. Kiedy ten witał się z dziennikarzem pozostali sekretarze robili to samo. A lud pokornie stał. Aż do momentu, kiedy Władza zasiądzie za prezydium
– No i referat wprowadzający…
– Tak jest. Zawsze wygłaszał go I sekretarz. Zaraz potem wolna, swobodna dyskusja. ”Głos zabierze towarzysz Taki Owaki, a przygotuje się towarzysz Siaki”. Wszystko było wcześniej dokładnie, co do przecinka rozpisane na role. Oczywiście wszelkie kwestie czytano z kartek. W gruncie rzeczy mogłoby tej dyskusji nie być. Robiono ją jednak na pokaz.
– Pojawiała się telewizja?
-W jednej osobie; kamerzysty. Kiedy zabierał się za filmowanie towarzyszy z prezydium przybierali oni poważne miny, jakby chcieli zademonstrować troskę o rozwój regionu. Kamerzysta był osobą bardzo przez Władzę cenioną, bo starał się każdego takiego z prezydium przytrzymać w kadrze. Potem, w kronice krakowskiej TV trwało to sekundy, ale każdy pokazany był zadowolony, że był w telewizji.
– Tak się manifestowała wyższość TV nad prasą. Ale z kolei prasa miała okazję bardzo szeroko się rozpisywać. Tu brylował organ KW PZPR, czyli Gazeta Krakowska. Był tam taki jeden, mistrz nad mistrze. ”Jest późne popołudnie, kiedy dobiega końca gorąca dyskusja nad przyszłością Tarnowa. Promienie słońca z trudem przebijają się przez kotary i rozświetlają smugami Salę (…) Towarzysz I sekretarz twardo stąpa po ziemi”… Ileż tu poezji, wplecionej do relacji o niczym…