O maseczkach, tym najnowszych wynalazku naszych czasów, można by w nieskończoność. Dlatego też, podążając za najnowszymi trendami, postanowiłem w tych dniach poświęcić mój warsztat badawczy wyłącznie maseczkom, zwłaszcza zaś sposobom ich noszenia przez ludność Tarnowa, i to zarówno tę zamieszkałą w ścisłym centrum, jak i taką, której przyszło mieszkać w peryferyjnych dzielnicach.
Wymykam się zatem dyskretnie z domu, przechadzam tam i sam już to głównymi ulicami , już to odległymi ścieżynami, obserwując z największą ostrożnością, w jaki sposób maseczki są noszone. Po kilku dniach wnikliwych obserwacji doszedłem już do pierwszych, interesujących wniosków.
O ile w centrum miasta, na Wałowej i Krakowskiej, solidnie naszpikowanej patrolami tarnowianie noszą maseczki wzorowo, bez najmniejszych uchybień regulaminowych, o tyle na peryferiach bywa już z tym rozmaicie. Owszem, ludzie i w tych dzielnicach są również starannie zamaskowani, ale sam rodzaj maseczek traktowany jest w sposób dość luźny, powiedziałbym nawet- frywolny. Mało kto używa tu maseczek „kupnych”, wykonanych fabrycznie. Preferowane są raczej takie, wykonane chałupniczymi metodami, byle „ na wszelki wypadek” przykrywały nos i usta. Mało tego: zaobserwowałem, że niektórzy- celują w tym zwłaszcza skorzy do ryzyka mężczyźni- noszą, zamiast koszul- golfy. Ma to bardzo praktyczne znaczenie: taki golf jest niesłychanie wygodny, choć w ciepłe dni bywa w nim duszno. Ale za to można iść sobie, zwracając jedynie baczną uwagę czy w okolicy nie kręci się patrol- z odsłoniętymi ustami i nosem, a w ostatniej chwili zasłonić te części ciała, unosząc golf ku górze. Przepisy nie nakazują przecież noszenia wyłącznie fabrycznych maseczek, mogą spełniać tę rolę równie dobrze jakieś kawałki materii, na przykład niewielki szalik. I z tej dowolności w interpretacji przepisów, głoszących co jest a co nie jest maseczką, skwapliwie korzysta ludność na peryferiach. Nie z powodu ubóstwa i niechęci do wydawania pieniędzy na zakup maseczki, lecz z daleko idącego poczucia wolności i przywiązania do niej.
Maseczkę bowiem, naprędce „zorganizowaną” z golfa albo kawałka szalika można założyć w ostatniej chwili, gdy widzimy że nadchodzi w naszym kierunku patrol. Kiedy go miniemy, możemy znowu oddychać wolnością. Bez maseczki. Jak za dawnych, przed wirusowych czasów.
No dobrze, powie ktoś- a gdzie dbałość o nasze zdrowie? Pytałem o to znajomych, mających do noszenia, a raczej nienoszenia maseczek stosunek nader obojętny. Przytaczali mi oni opinie wybitnych autorytetów, wirusologów i epidemiologów z tytułami, a jakże, profesorskimi.
– Jeden z nich – słyszę od mojego rozmówcy – stanowczo upiera się przy obowiązku noszenia maseczek przez wszystkich. Inny, także utytułowany, jest zdania, że powinni je nosić tylko ci, którzy mogą wirusy rozsiewać. Kolejny autorytet maseczki wyśmiewa, uważając, że one szkodzą, bo na ich powierzchni gromadzą się w szybkim tempie olbrzymie, liczone w dziesiątkach milionów bakterie. I takie maseczki są zbędne, szkodliwe.
Cóż zatem zrobił prosty lud który dyskretnie badałem? Zniechęcony do wzajemnie wykluczających się opinii, wybrał trzecią drogę: częściowe noszenie maseczek. Nakłada je sobie w obliczu patrolu by uniknąć mandatu, i zdejmuje natychmiast, kiedy tylko patrol zniknie z pola widzenia.
Takie zachowanie nazywamy zdrowym, chłopskim rozumem. I przyznam, że określenie „chłopski rozum” traci w tym przypadki jakiekolwiek ironiczne zabarwienie i wcale nie jest szyderstwem. Wprost przeciwnie,jest wyrazem ludowej, zawsze sprawdzającej się w praktyce mądrości.
Zygmunt Szych