Granat w kolbie, miłorząb w szalce, czyli in vitro w hodowli roślin leczniczych

Grzegorz Skowron
Fot. Pexels (zdjęcie ilustracyjne)

Rośliny są najlepszymi producentami niektórych związków chemicznych ważnych w farmacji lub kosmetologii. Aby jednak pozyskiwać te cenne substancje, czasem warto rośliny hodować nie w formie tradycyjnych upraw, ale in vitro – w laboratorium – opowiada prof. Halina Ekiert z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- reklama -

– Powinniśmy podziwiać umiejętności biosyntetyczne niektórych roślin” – mówi w rozmowie z Polską Agencją Prasową prof. farmacji Halina Ekiert z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tłumaczy, że niektóre związki chemiczne – składniki leków, suplementów diety czy kosmetyków – są niezwykle trudne do uzyskania na drodze syntezy chemicznej. Pozyskiwanie tych substancji z roślin to jedyna opłacalna metoda, jaką znamy.

- REKLAMA -

W Katedrze Botaniki Farmaceutycznej w CM UJ hodowanych jest teraz około 40 kultur in vitro roślin leczniczych lub mających znaczenie w kosmetologii. Badacze hodują tam m.in. miłorząb japoński, cytryniec chiński, 3 gatunki aronii, granatowiec, tarczycę bajkalską, werbenę lekarską, rutę ogrodową, dziurawce, wąkrotę azjatycką, czystka, a także winorośl.

- Advertisement -

I tak np. uzyskiwany przez krakowskich naukowców związek resweratrol, który ma korzystne działanie na układ krążenia, a także może mieć znaczenie przeciwnowotworowe czy może regulować metabolizm cukru – jest dostępny w skórce winogron. Antyoksydacyjne flawonoidy i kwasy fenolowe obecne są choćby w liściach miłorzębu, a przeciwzapalny glikozyd – werbaskozyd – w werbenie. Rośliny mogą być więc traktowane są jako żywe reaktory do produkcji niektórych antyoksydantów, związków o możliwym działaniu przeciwnowotworowym czy przeciwzapalnym.

Problem w tym, że na niektóre związki z roślin zapotrzebowanie jest spore, a rośliny nie produkują ich na żądanie. Są gatunki, które można hodować tylko w niektórych strefach klimatycznych i nieraz w trudnych do uzyskania warunkach. Czasami też zanim roślina zacznie produkować pożądane związki, musi minąć kilka-kilkanaście lat. A nawet wtedy pożądane związki dostępne są tylko przez krótki okres w roku.

Dlatego biotechnolodzy od dekad pracują nad tym, by uniezależnić się od środowiska i produkować substancje lecznicze dzięki roślinom hodowanym w sterylnych i kontrolowanych warunkach in vitro (w szkle) – na szalce laboratoryjnej czy w kolbie Erlenmeyera.

Naukowcy chcą w laboratorium uzyskać z roślin taką biomasę, w której stężenie pożądanych substancji będzie wyższe lub porównywalne ze stężeniem w naturalnie hodowanej roślinie. A to, jak to zrobić – niestety, nie jest oczywiste.

Prof. Ekiert opowiada, jak wygląda proces zakładania kultury in vitro. Chodzi o to, by namnożyć na pożywce komórki rośliny – czy to w formie miniaturowych pędów, czy bezkształtnej miękiszowej tkanki. Można zacząć od dowolnej części rośliny, np. pąka kwiatu, ogonka liścia, ale najłatwiej – części podliścieniowej. Istotne jest nacięcie – zranienie rośliny, aby zaczął tam powstawać kalus – bezkształtna tkanka przyranna, komórki, które jeszcze nie zaczęły się różnicować.

Najtrudniejsze jest jednak dobranie pożywki i warunków hodowli tak, aby namnożyć te komórki i przymusić je do produkcji pożądanego związku.

Pozyskanie każdej nowej substancji leczniczej wymaga osobnych badań – każdy gatunek ma inne upodobania, inny sposób produkcji. Składniki pożywek mogą różnić się między sobą. A udaje się hodować w ten sposób tylko niektóre rośliny.

Aby przymusić komórki roślin hodowane in vitro do produkowania określonej substancji, można dodawać do pożywki prekursory pożądanych związków – klocki, z których komórki rośliny wyprodukują związek. Innym sposobem jest elicytacja – stworzenie komórkom roślin warunków stresogennych (np. światło UV, zmiana pH, dodatek kultur patogenów). Pod wpływem tych działań w hodowanej in vitro biomasie może dochodzić do zwiększenia produkcji niektórych pożądanych substancji, np. kwasów fenolowych, flawonoidów, kumaryn. Kolejnym etapem jest potem znalezienie sposobu, aby taką produkcję prowadzić na skalę masową, w bioreaktorach.

– Biotechnologia stwarza możliwości uniezależnienia się od warunków klimatycznych, glebowych w produkcji związków z roślin leczniczych. W laboratorium da się hodować kultury in vitro takich roślin pochodzących z różnych rejonów świata. Jesteśmy więc w stanie stymulować i kontrolować produkcję związków ważnych w medycynie, kosmetologii i produkcji „healthy foods” – podsumowuje prof. Ekiert.

Badaczka zwraca uwagę, że chociaż na świecie istnieją już firmy, które na skalę masową produkują in vitro bioaktywne związki roślin leczniczych, to w Polsce popyt na takie hodowle jest nie za duży. Ubolewa, że firmy nie są świadome, że mogą uzyskiwać pożądane substancje w tak nowoczesny sposób i że naukowcy są w stanie opracowywać sposoby na produkcję kolejnych substancji roślinnych.

(PAP) Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *