Karę po 9 tys. zł orzekł Sąd Okręgowy w Krakowie wobec dwóch organizatorów manifestacji z 2017 roku, podczas której na atrapach szubienic powieszono zdjęcia europosłów. Sąd uniewinnił jej uczestników. Wyrok jest nieprawomocny.
Sąd uznał, że sama forma happeningu mieści się w granicach debaty publicznej, jednak ukarał dwóch organizatorów manifestacji za kierowanie gróźb pozbawienia życia z powodu przynależności politycznej. Wyrok zapadł w piątek, 28 kwietnia 2023 roku, przed Sądem Okręgowym w Krakowie.
– W swoich wypowiedziach nawiązali nie tylko do krytycznej oceny ich zachowania jako zdrajców, ale także nawiązali wprost do konsekwencji, jakie mogą spotkać europarlamentarzystów, zestawiając je z konsekwencjami, jakie spotkały niektórych przywódców konfederacji targowickiej, a do których nawiązywał obraz Norblina, tj. publicznego wykonywania kary śmierci – podała w ustnym uzasadnieniu SSO Agnieszka Senisson.
Chodzi o hasła, które organizatorzy wypowiadali podczas manifestacji. Jak dodała sędzia, w połączeniu kontekstu wizerunku portretów znajdujących się na atrapach szubienic i historycznych losów ujętych przywódców konfederacji targowickiej słowa o „ostrzejszym rozliczeniu polityków” oraz zdanie o tym, że „nie braknie szubienic dla zdrajców” zostały użyte jako groźby wobec tych, których portrety znalazły się na atrapach szubienic. – Taki sposób krytyki zmierzający do wywołania strachu w politykach za pomocą gróźb pozbawienia życia zdecydowanie wykracza poza wykonywanie konstytucyjnego prawa do wolności słowa – podkreśliła SSO Agnieszka Senisson.
Sąd uniewinnił też pięciu oskarżonych uczestników manifestacji, a w uzasadnieniu sędzia podkreśliła, że działania uczestników nie wykroczyły poza wyrażenie swojego sprzeciwu wobec politycznej postawy europosłów. Jak stwierdził sąd, samo przeprowadzenie happeningu z wykorzystaniem atrap obrazujących szubienice wraz z umieszczeniem na nich portretów polityków – jako forma wizualnego przekazu negatywnej oceny ich działalności poprzez skojarzenia z konfederacją targowicką – mieści się w granicach debaty publicznej. Przypomniał, że zgodnie z orzecznictwem sądów europejskich i krajowych politycy muszą być przygotowani „na ostrą krytykę swoich działań, w tym także w formie przenośni, cytatów i alegorii”.
– Sam happening, jakkolwiek mieszczący się w zakresie wolności wypowiedzi, niewątpliwie wpisuje się w brutalizację języka debaty. Z punktu widzenia społecznego jest to wysoce niepożądane i sąd wyraźnie zwraca na to uwagę – zastrzegła sędzia. Wyrok zostanie podany do publicznej wiadomości.
Z rozstrzygnięciem wobec uczestników manifestacji nie zgadza się reprezentujący europosłów adw. Józef Marcinkiewicz, który w rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że nie można oddzielić udziału oskarżonych uczestników z zachowaniem organizatorów zdarzenia, ponieważ „nie doszłoby ono do skutku, gdyby te osoby nie uczestniczyły w tym”. – Zdaniem sądu te osoby znalazły się tam przypadkowo, nie miały zamiaru identyfikować się z zachowaniem głównych oskarżonych. Moje zdanie jest tutaj odmienne. Będzie to przedmiotem apelacji z naszej strony – zapowiedział.
Podczas manifestacji w listopadzie 2017 r. na pl. Sejmu Śląskiego w Katowicach na szubienicach powieszone zostały zdjęcia sześciorga europosłów, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce. Byli to Róża Thun, Michał Boni, Danuta Huebner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka i Julia Pitera.
Proces organizatorów i uczestników demonstracji ruszył w marcu ub.r. przed Sądem Okręgowym w Krakowie. – Przerwana została tama samokontroli, jeśli chodzi o groźby i wyrażanie nienawiści w stosunku do mnie. Ta sprawa się nie kończy, bo od tamtego czasu do naszego biura dzwonią jakieś osoby z groźbami, przysyłają też listy albo maile – mówiła na pierwszej rozprawie Róża Thun. Jeden z organizatorów wyjaśniał natomiast, że ich celem nie było urażenie i wzbudzenie poczucia zagrożenia, ale „obywatelski sprzeciw wobec głosowania przeciwko Polsce”.
W rezolucji, której treść stała się przyczyną zorganizowania manifestacji, polski rząd został wezwany do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności. PE wyraził m.in. zaniepokojenie proponowanymi zmianami w przepisach dotyczących polskiego sądownictwa, które „mogą strukturalnie zagrozić niezawisłości sądów i osłabić praworządność w Polsce”. W dokumencie znalazł się też apel PE do polskiego rządu, by potępił – jak napisał Parlament – „ksenofobiczny i faszystowski” Marsz Niepodległości.
Przeciwko rezolucji tej głosowali europosłowie PiS, SLD wstrzymało się od głosu, eurodeputowani PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Większość PO też wstrzymała się od głosu, ale sześcioro europosłów poparło ten dokument.
Po wcześniejszym umorzeniu tej sprawy przez prokuraturę, w połowie lutego 2021 roku pełnomocnik europosłów przesłał do Sądu Okręgowego w Katowicach subsydiarny akt oskarżenia przeciwko organizatorom i uczestnikom demonstracji. Kilka miesięcy później Sąd Najwyższy zdecydował, że sprawę rozpozna krakowski sąd.
– Należy docenić doniosłość orzeczenia sądu, który uznał, że zachowania, których dopuścili się główni oskarżeni, nie mogą być aprobowane, nie mogą być uznane za happening – powiedział po ogłoszeniu wyroku adwokat Józef Marcinkowski.
Proces ruszyć miał na początku lutego ub.r., ale jeden z adwokatów reprezentujących organizatorów i uczestników manifestacji, chciał wyłączenia ze składu orzekającego sędziego Macieja Czajki. Zarzucił aktywnie działającemu w stowarzyszeniu sędziów Themis Czajce, zaangażowanie w „spór polityczny po jednej ze stron”; sędzia pozostał jednak w składzie.
Wcześniej katowicka prokuratura, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, dwukrotnie je umorzyła, nie dopatrując się przestępstwa. Krytycznie oceniła jednak sposób wyrażania swoich poglądów przez uczestników zgromadzenia.
(PAP)