Opowieści niesamowite. Dziewczynka z sową na ramieniu

IKC
IKC

Minęło już dobrych kilka lat, od kiedy B. odwiedził antykwariat przy Szpitalnej w Krakowie. Wszedł tam bez jakiegoś określonego celu, ale już za progiem, pośród niezliczonych książek i szpargałów rzucił mu się w oczy niewielkich rozmiarów obraz, olej na tekturze. Przedstawiał kilkunastoletnią dziewczynkę z sową na ramieniu.

- reklama -

Obraz do tego stopnia go urzekł, właściwie bez jakiejś racjonalnej przyczyny, że natychmiast postanowił go kupić. I nie zwrócił specjalnej uwagi na tajemnicze słowa antykwariusza: ”tylko niech pan uważa”. Sądził, że to przestroga skierowana po to, by delikatnie się z nim obchodził, bo tektura- najwyraźniej obraz przechodził wielokrotnie z rąk do rak- była już mocno nadwyrężona.

- REKLAMA -

Kiedy wrócił do swoich Przyłęk postanowił umieścić obraz w swoim gabinecie, i dla „Dziewczynki z sową na ramieniu” znalazł naprzeciw biurka w swoim gabinecie na poddaszu, pomiędzy regałami z książkami. B. parał się pisarstwem, ale bez specjalnego powodzenia u wydawców. Pisywał, często do późnej nocy, nowele kryminalne i traktował to zajęcie z prawdziwą pasją, nieustannie żyjąc nadzieją, że w końcu ktoś pozna się na jego talencie.

- Advertisement -

Od kiedy olejny obraz znalazł nowego właściciela, w Przyłękach zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nigdy dotąd nie mieszkały tu sowy, ale teraz, tuż po północy usłyszeć można było przeraźliwe pohukiwania pójdźki, dochodzące z pobliskiego cmentarza. Pracujący nad swoimi nowelami B. był zdumiony tymi odgłosami. Przypomniał sobie, co opowiadali mu miejscowi, kiedy się tu osiedlił przed dwudziestoma laty.

– Ta sowa- mówili- zwykle nocą przylatywała u nas pod okno chorego. Słyszeliśmy nie jeden raz, jak zaprasza ciężko cierpiącego by zjawił się na cmentarzu. Wołała wtedy: ”pójdź, pójdź w dołek, pod kościołek”. Albo: „chodź, chodź ze mną, na cmentarz”.

– Doskonały temat na nowelę- pomyślał wtedy B., ale tak się jakoś złożyło, że nigdy nie miał śmiałości, żeby zabrać się do pisania na taki akurat temat.

Pewnej nocy, którą jak zwykle spędzał przy biurku, usłyszał całkiem blisko pohukiwanie pójdźki. Zaskrzypiały drewniane schody prowadzące na poddasze , otwarły się drzwi, choć B. nikogo tu zapraszał o tak później porze, i ukazała się w nich dziewczynka z sową na ramieniu. Stanęła w progu.

– Pan… umrze wkrótce – powiedziała i nie czekając na reakcję, uciekła, zanosząc się upiornym śmiechem.

B. wyjrzał przez okno. W bladej poświacie księżyca dostrzegł dziewczynkę z sową na ramieniu. Szli w kierunku cmentarza za brzozowy zagajnikiem.

Niespodziewana wizyta powtórzyła się raz jeszcze, o tej samej, spóźnionej porze.

– To już w tę środę – powiedziało dziecko i umknęło w nocną czerń.

B., kiedy obudził się rano, przypuszczał, że jest po prostu przepracowany i pewnie stąd te majaki. Ale kiedy zasiadał jak co wieczór do pisania i odruchowo zerknął na obraz, zobaczył, ku swojemu przerażeniu, że obraz jest pusty! Został tylko pejzaż z brzozowym zagajnikiem. Ale po dziewczynce z sową ani śladu.

Nazajutrz, nie namyślając się długo, zapakował obraz i pojechał do Krakowa,do znajomego antykwariatu.

– Uciekła? – zapytał antykwariusz. No cóż, to się zdarza…

Zabrał obraz z powrotem, zwrócił należność i przyjrzał się B. z uwagą.

– Aaaa, pan… Jakże się czuje?

B. zdumiony był tym pytaniem i w najwyższym stopniu zaniepokojony. Nie mógł spać po nocach.

Umarł pewnej środy, tak jak siedział, przy swoim biurku.

Zygmunt Szych

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *