Opowieści niesamowite. Bal przebierańców na stacji kolejowej Maczki

IKC
IKC

Parowóz, sapiąc i dysząc wtoczył się na stację. Słychać było zgrzyt hamulców i przeciągły gwizd lokomotywy.

- reklama -

Luksusowy pociąg, wiozący bogatych pasażerów z Warszawy do Wiednia zatrzymał się. Podróżni wysypali się na dworzec w Maczkach. Dołączyła do nich garstka tych, którzy oczekiwali w dworcowej restauracji.

- REKLAMA -

Czekała ich wszystkich odprawa. Tu , na stacji kolejowej Maczki opuszczali Imperium Rosyjskie i wjechać mieli do Monarchii Austro- Węgierskiej. Niedaleko stąd, w Jęzorze znajdował się Trójkąt Trzech Cesarzy, granica między trzema mocarstwami.

- Advertisement -

Potem Historia odsunęła Maczki na boczny tor. Jeszcze tylko zatrzymywał się tu osobowy z Jaworzna do Huty Katowice, aż wreszcie i to ustało. Stacja Maczki straciła zupełnie na znaczeniu, kolej traciła pasażerów i tylko nielicznie, w czasie krótkiego postoju żółto- niebieskiej „jednostki” jak jeszcze w latach osiemdziesiątych minionego stulecia nazywano pociągi osobowe widzieli, jak po pustych pomieszczeniach wielkiego dworca hula wiatr i przenosi nieważne już kolejowe papiery…

– Była okropna śnieżyca. Już z daleka widziałam, że tam, na stacji, zupełnie opustoszałej na codzień, coś dziwnego się dzieje. Przecierałam oczy ze zdumienia, kiedy na stację wtoczyła się lokomotywa, ciągnąc za sobą eleganckie wagony I i II klasy. Ludzie z przeszłości wychodzili z dworcowej restauracji i dołączali do pasażerów pociągu, bagażowi taszczyli za nimi ciężkie kufry i walizy. Był sylwestrowy wieczór 1999 roku- wspomina zjawisko wracająca do tutejszej osady z pracy na drugą zmianę pani Jolanta C.

– Przystanęłam, zaskoczona tym co widziałam . Okazało się, że nie ja jedna obserwowała zdarzenie. Kilku sąsiadów widziało je także. Pomyślałam, że może kręcą tu jakiś film. Ale kiedy w Nowy Rok poszłam na stację, nie było tam żywej duszy. Nic, tylko wiatr…

Ludzie z przeszłości, w tym także elegancko ubrani w mundury z szamerunkiem celnicy pojawiali się tu jeszcze kilkakrotnie, zawsze w sylwestrowy wieczór. Z oddali dobiegały świadków pokrzykiwania po rosyjsku i niemiecku, kręcili się wśród tłumu pasażerów kolejarze i dróżnicy. Pociąg stał może pół godziny, ruszał tuż po północy i rozpływał się we mgle.

I zawsze tej niezwykłej paradzie towarzyszyła nieprzenikniona zamieć śnieżna. Niesiony przez wiatr śnieg i mgła powodowały, że wszystko to wydawało się zupełnie nierealne. Jeden tylko z mieszkańców tej okolicy odważył się podejść całkiem blisko. Kiedy dochodził po śnieżnej zaspie na peron, jeszcze widział i słyszał sapiący parowóz. Kłęby pary mieszały się z mgłą i śnieżycą. Widział tych ludzi z przeszłości, ale kiedy chciał się do nich zbliżyć, wszystko znikało nagle. Nazajutrz, kiedy zamieć na dobre ustała, dworzec był, jak codzień, wymarły.

Którejś sylwestrowej nocy ten sam człowiek wziął się na sposób i postanowił wcześniej pojawić się w budynku dworcowym, żeby z bliska przyjrzeć się zjawisku, jakie mocno niepokoiło mieszkańców okolicy. Zasnął na dworcowej ławce. I wtedy stała się rzecz niezwykła: obudził go głośny turkot wagonów i świst lokomotywy. Pociąg nie zatrzymał się na peronie. Przemknął szybko i zniknął w oddali.

– Wybiegłem na peron, ale zobaczyłem tylko czerwone światełka na pomoście ostatniego wagonu. Wróciłem na dworzec: wszystko było tu tak jak codziennie. Żywej duszy i ani jednego pasażera z tamtych lat. A przecież przez kilka kolejnych latach widywaliśmy i słyszeli tych ludzi z przeszłości…

Zygmunt Szych

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *