Ad image

Przyroda. Kilka chwil z życia grzywacza

IlustrowanyKurierCodzienny

Kiedy jeszcze do niedawna istniał zakaz wchodzenia do lasów, zmuszony byłem do znacznego ograniczenia mojego pola obserwacji ptaków: podpatrywałem je z balkonu. Ale rychło okazało się, że taki punkt widzenia jest zupełnie przyzwoity, ptaki nic nie robią sobie z koronawirusa, wyśpiewują w najlepsze, budują gniazda, albo z nieukrywaną radością zalecają się do siebie.

- reklama -

I robią to z dobrym skutkiem, co widziałem na własne oczy w przypadku pary gołębi grzywaczy, tych największych europejskich dzikich gołębi.

- REKLAMA -

gryzwacz 1  grzywacz 2

- Advertisement -

Na wysokim świerku, rosnącym dosłownie kilka merów od mojego balkonu pojawił się najpierw pan grzywacz. Ostrożnie wycelowałem w niego obiektyw niewielkiego aparatu, z obawą że jakiś nieostrożny ruch może go spłoszyć i odleci. Gdzie tam! Grzywacz przyglądał mi się z nieskrywanym zaciekawieniem, jakby pierwszy raz w życiu widział człowieka z tak bliska. Niemal pozował mi do zdjęcia! Potem, równie bezceremonialnie i nie zwracając na moją obecność uwagi, rozpoczął gruchanie i dosłownie po kilku minutach pojawiła się gołębica. Sfrunęła na tę samą gałąź, potasowała mnie wzrokiem tak samo jak nieco wcześniej jej wybranek i resztę czasu poświeciła na lustrowanie kawalera.

Wypadło pomyślnie bo po kilu pokłonach para zbliżyła się do siebie, ucałowali się krótko acz namiętnie i zupełnie bezceremonialnie, nie bacząc że je bezwstydnie podglądam i fotografuję, przystąpiła do miłosnych uniesień. Od tej pory już zostaną na zawsze razem.

Pewnie tu, na tym świerku albo pobliskiej brzozie zbudują wkrótce gniazdo i wyprowadzą młode. Gniazdo, jak to bywa gołębi, nie będzie kunsztowną budowlą, ale wymagającą jednak nielichych starań: kiedy znalazłem takie jesienią, zrzucone na ziemię przez wichurę i dokonałem drobiazgowej wiwisekcji, doliczyłem się aż 256 gałązek, głównie brzozy z nieznaczną ilością świerka, składających się na ten ptasi domek. Dwa lśniące bielą jajka będą starannie ukryte w gęstwinie, bo mnóstwo tu srok, które pod nieuwagę rodziców chętnie by je zjadły.

Tak zatem i w tym roku przybędzie grzywaczy na moim osiedlu, zakładając że każdy lęg będzie pomyślny i w każdym nowym gnieździe wyrosną dwa młode. A jeszcze przed kilkoma laty grzywacze były tu rzadkością. Dziś oceniam ich obecność na co najmniej czterdzieści osobników…

tekst i zdjęcia Zygmunt Szych

TAGGED:
Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *