W ornitologii panują obyczaje, które z logiką zdają się nie mieć nic wspólnego. No bo jak pojąć zaliczenie do rzędu wróblowych tak różne od siebie ptaki jak potężne kruki czy najmniejsze z naszych ptaków, czyli mysikróliki. A jednak mają ze sobą coś wspólnego! Rząd wróblowych, niezmiernie liczny bo liczący aż ok. 6 tysięcy gatunków, czyli trzy piąte wszystkich ptaków łączy to, że , oprócz pewnych wspólnych cech anatomicznych, ich młode wykluwają się z jaj ślepe i „żebrzą” o jedzenie, gwałtownie i szeroko rozdziawiając dzioby, aż rodzice pokarm muszą im serwować wsuwając w gardziel poza język.
Wśród tak licznych wróblowych szczególnie interesująca jest rodzina jaskółek, delikatnie zbudowanych ptaków podobnych obyczajami do jerzyków. Podobnie jak one, także jaskółki zbierają pokarm do wola wprost z powietrza, choć potrafią też zapolować na owady, zbierając je ze ścian budynków.
Spośród 3 rodzajów jaskółek tylko oknówki gnieżdżą się w misternie zbudowanych z błota, suchych traw spojonych śliną. Jeszcze do niedawna gniazdowały masowo na zachodnich obrzeżach osiedla Legionów w Tarnowie. Ale musiały się stąd wynieść, bo ludzie nie życzyli sobie takiego sąsiedztwa: nie sposób było wywiesić prania, by nie zostało przez te wesołe ptaki zabrudzone. Dziś oknówki zastąpione zostały tu przez jerzyki, zamieszkujące rozmaite szpary w blokach.
Podobny sposób budowania gniazd co oknówki maja dymówki, zamieszkujące w oborach i stajniach. Zupełnym natomiast zaskoczeniem są brzegówki, całkowicie od swoich dwóch kuzynek odmienne. One z kolei wygrzebują w urwistym brzegu długie nawet na metr korytarze, które zakończone są specjalną „sypialnią”, wymoszczoną korzeniami traw. Tu, w zupełnych ciemnościach, przychodzą na świat młode.
Gnieżdżą się brzegówki kolonijnie, a największa kolonia jaką miałem okazję przed laty podziwiać była ta na Dwudniakach. Roiło się tam od tych niezmiernie ruchliwych ptaków, uganiających się za zdobyczą. Kolonia liczyła ok. 50 ziemnych jamek. Niestety, w ramach prac budowlanych urwisty brzeg zniknął i brzegówki musiały się stąd wynieść. Szkoda, bo były w porze godów i karmienia młodych niezwykłą ozdobą tutejszego krajobrazu.
Ale tak już jest w ptasim światku, że mamy tu do czynienia ze stałymi zmianami, choć ledwie są one dostrzegalne. Tak na przykład dziki sad jabłoniowy na wspomnianym tu osiedlu próbowały przed paroma laty zasiedlić sójki, które miast przecież unikają. Spotkały się jednak ze zdecydowanym oporem ze strony srok, które te „włości” dużo wcześniej objęły w posiadanie. Doszło do bójek i sójki musiały wycofać się w okolice Lasku Lipie, skąd przybyły. Ciekawe jak sobie poradzą z wielkim sklepem który powstaje na obrzeżach Lasku. Czy znowu będą musiały zmienić miejsce zamieszkania?
Zygmunt Szych