Osobiście gardzę parówkami od kiedy wiem ( i to z wiarygodnych źródeł, od znajomych pracujących przy ich produkcji) z czego i w jakich warunkach są wytwarzane. Tym razem jednak podkusiło mnie jakieś licho.
– Poproszę cztery parówki- poprosiłem.
– Ale które? Te z jubilatki czy te z szynki- zainteresowała się sprzedawczyni.
Przeżyłem chwile grozy. ”Jak to?! – biegały mi po głowie myśli nieuczesane- koledzy z wytwórni mówili co prawda, z czego produkują ten przysmak, ale o jubilatce nie pisnęli ani słowem.
Ponieważ nie chciałem przyczyniać się w minimalnym bodaj stopniu do poparcia kanibalizmu, zapytałem chytrze:
– aaa…te z jubilatki to jak się… Zabija się jubilatkę, przerabia i…?
Sprzedawczyni przeszyła mnie karcącym wzrokiem. Odniosłem wrażenie, że rzuciłaby mi się do gardła, gdybyśmy byli w sklepie sami.
– Nie, proszę pana! Te z jubilatki i te z szynki są od tego samego producenta. Tylko inaczej się nazywają.
Nie żebym wybrzydzał, ale na wszelki wypadek kupiłem jednak te z szynki.
Bo ja wiem? Świat się zrobił teraz taki skomplikowany i cudaczny. Niedawno czytałem przecież w Internecie, że Chińczycy, światowy producent ryżu nie zbierają już tego ryżu z pól ryżowych, ale wytwarzają go nie wiadomo z czego.
Ponadto przeczytałem, że społeczeństwo gwałtownie nam się starzeje. I tak się tylko zastanawiam, patrząc na ladę z parówkami z jubilatki, czy mimo wszystko tych jubilatek nam wystarczy, żeby „podtrzymać płynność rynkową” , jak z wdziękiem powiadają handlowcy.
Zygmunt Szych