Ze Starej Szafy.”Henek, mom komórke!”. Szych spisuje, Bielawski opowiada

IKC
IKC

– To niesamowite, jak szybko dokonuje się postęp w dziedzinie telefonii komórkowej…

- reklama -

– Dziś pewnie mało kto pamięta, zwłaszcza najmłodsze, komórkowe pokolenie, że kiedy ten wynalazek dotarł także do nas, pierwsze takie urządzenia były wielkości cegły. I nie ma w tym żadnej przesady! A pierwszymi użytkownikami byli rodzimi, dopiero raczkujący biznesmeni. Nosili te cegły w specjalnych futerałach, przytroczone do boku, jakie kowboje w westernach swoje colty…

- REKLAMA -

– Dziś komórka nie robi już wrażenia i nie należy do niezwykłych widok nawet paroletniego brzdąca, który się nią umie posługiwać.

- Advertisement -

– Pierwsze komórki to był szyk i szpan. Były drogie, więc nie każdego było na nie stać. Do wielkiej jak cegła komórki należało nosić długi do kostek, czarny płaszcz, nierzadko kapelusz i obowiązkowe w tym zestawie białe skarpetki. Po tym poznawało się biznesmena. I po tym, że aby pogadać, obowiązkowo głośno, wysiadał z samochodu, by wszyscy wiedzieli, że ma komórkę. Ale takie wysiadanie było też koniecznością, bo siedząc w samochodzie nie miał zasięgu.

– Od wynalezienia telefonu przez Grahama Bella minęło dobrze ponad sto lat i przez ten czas był to wyłącznie telefon stacjonarny. Choć udoskonalany, to jednak nie można go było zabrać ze sobą. Telefonia komórkowa jest stosunkowo młoda. Czy, uruchamiając wyobraźnię, dałoby się odtworzyć pierwsze słowa, wypowiedziane do kogoś przez telefon komórkowy?

– Pierwsze, historyczne słowa, wypowiedziane przez pana Bella są dziś powszechnie znane. Eksperymentował on z kolegą z mikrofonem i w pewnym momencie rozlał mu się kwas na spodnie. Zawołał do mikrofonu: ”Panie Watson, proszę tu przyjść, potrzebuję pana!”. Było to wołanie o pomoc. Jak symbol, bo telefon często służył i służy do wzywania pomocy. Jakie były pierwsze słowa wypowiedziane do „komórki”? Biorąc pod uwagę, że był to przedmiot luksusowy i szpanerski, chwalono się nim powszechnie, mogę przypuścić, że takie słowa brzmieć mogły tak: „Henek, mom komórke!”. Być może w ten sposób chwalił się ktoś drogim nabytkiem.

– „Komórka”… Jak sądzisz, skąd taka nazwa?

– Przypuszczam, że brała się z językowego niechlujstwa i lenistwa, z tego święcącego triumfy języka skrótów. Poczynając od „spoko”, po „nara” aż po „pochwa” ze znanego dowcipu o skróceniu pozdrowienia „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” do niezbędnego, choć idiotycznego minimum. Po co mówić „telefon komórkowy”, skoro można krócej:”komóra”. Bo już nawet „komórka„ zarzucono. Być może wkrótce przyjdzie moda na jeszcze krótsze: „kom”, albo wręcz „ko”. Mówiono przecież kiedyś ”komputer”, teraz już tak nie wolno, bo to obciach i trzeba mówić „kompa”. „Sprawdź to w kompie”.

– Przez długie lata komórka kojarzyła się z zupełnie czym innym. Trzymano w niej drewno albo hodowano króliki…

– I stąd pewnie ta zabawna historia o której opowiadał mi mieszkający na wsi znajomy. Wezwała go do szkoły wychowawczyni jego syna. „ Pana syn zbyt często używa komórki”. Facet zrozumiał to dosłownie i gwałtownie zaprzeczył. ” To niemożliwe! Mam co prawda na podwórku kilka komórek, ale syn w żadnej nie przebywa, nie zmieściłby się. Tym bardziej, że nie ma tam miejsca, bo trzymam w nich króliki”. Przywołuję tę ucieszną historyjkę, bo było to autentyczne zderzenie kultur, obyczajów. Nauczycielka mówiła o telefonie komórkowym, używając słowa „komórka”, a ojciec jej ucznia zrozumiał, że idzie o komórkę „pierwotną”, taką w której on trzyma króliki…

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *