Ze Starej Szafy. Herbatka w „Bajce”. Szych spisuje, Bielawski opowiada

IKC
IKC

– Bawiłeś w „Bajce”? – Masz na myśli te spelunkę vis-a vis dworca PKS? Zdarzało mi się bywać. Może kilka razy wszystkiego. Trudno też byłoby pospieszne odwiedziny tam nazwać „bywaniem”, a tym bardziej „bawieniem”. Lokal ten zajmował na ówczesnej- mam tu na myśli drugą połowę lat siedemdziesiątych – podrzędne miejsce, choć nosił dumny szyld „Kawiarnia Bajka”. Był w gruncie rzeczy speluną i takie też, spelunkowe, gościł towarzystwo.

- reklama -

– No właśnie, kim byli goście „Bajki”?

- REKLAMA -

– Głownie cinkciarze, czyli sprzedawcy dolarów z placu Kościuszki i „Świtu”, który jeszcze wtedy nie nazywał się „Świt” tylko WPHW. Czyli Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego. Ponieważ w pobliżu panowała posucha gastronomiczna,więc towarzystwo przychodziło odsapnąć do „Bajki”. Cinkciarze pospołu z esbekami. Jedni pilnowali drugich. Zresztą znali się doskonale między sobą. Zadaniem cinkciarzy było donosić, kto od nich kupuje dolary. Zwłaszcza w kręgu zainteresowania byli tacy, którzy kupowali większe sumy. Takich policja polityczna chciała mieć na oku…

- Advertisement -

– Było więcej takich „Bajek” w Tarnowie jak tamta?

– Nie! Gastronomia podlegała ścisłej kategoryzacji. Na czele stał rzecz jasna nobliwy „Bristol”. I kategoria, mawiało się nawet, że dostanie kategorię „S”, co już nosiło znamiona gastronomicznego luksusu. Ostatecznie jednak został przy kategorii I. Na rogu Lwowskiej i Dąbrowskiego lokal kategorii II, choć też, jak Bristol, z dancingiem w soboty (Bristol miał jednak dancingi codziennie, z wyjątkiem poniedziałków. No i wreszcie „Podzamcze” na Górze św. Marcina, urządzony na cepeliowską modłę. Był to lokal częściowo sezonowy, bo uczęszczany głownie latem. Często bywało, że ludzie wdrapywali się z mozołem na Górę, zwłaszcza w upalne dni, by dowiedzieć się, że piwa albo, jeśli jest to ciepłe, bo lady chłodnicze nie działały. Ot, taka rzeczywistość tamtych lat, za którymi wielu, nie wiedzieć czemu, tak tęskni obecnie…

– Potem doszła do tego pejzażu „perła w koronie”…

– Tak, w połowie lat 70.tych, kiedy istniało już województwo tarnowskie, zbudowano hotel Tarnovia. Z nader luksusową jak na epokę, kuchnią. Konkurowała ta restauracja z Bristolem, ze zmiennym zresztą skutkiem. Kiedy Bristol postarał się o trupę artystyczną ze striptiserką, Tarnovia poszła w jego ślady. A nad tym, że by w hotelowym kiosku, jako artykuł pierwszej potrzeby, były w stałej sprzedaży prezerwatywy, czuwał osobiście dyrektor wydziału Handlu Urzędu Wojewódzkiego.

– Otwarcie hotelu i restauracji zakończyło się małym skandalem?

– Zupełnie marginalnym, choć mogło być zgoła inaczej. Ceremonia otwarcia zakończyła się przyjęciem, wystawną kolacją, która przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Uczestniczyli w niej miejscowi notable. Jeden z nich nie grzeszył szczególnie mocną głową. Kiedy wracał- był ważnym dygnitarzem partyjnym dał się podpuścić i wrzeszczał n Krakowskiej: ”precz z komuną, precz z czerwoną burżuazją”. Na szczęście dla niego towarzyszące mu osoby były na tyle lojalne, że nie rozgłosiły incydentu i sprawa rozeszła się po kościach…

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *