Nie ma chyba drugiego takiego ptaka, który buduje gniazda tak niesłychanie niedbale jak synogarlica turecka, zwana też sierpówką. Ot, nieco bezładnie ułożonych suchych gałązek wystarcza im do założenia rodziny i wychowywania potomstwa. A potem tragedia, bo przy większym wietrze czy silnej ulewie gniazdo takie, już z dwoma- trzema jajeczkami albo nawet nieopierzonymi młodymi ulega rozsypce. Wielokrotnie byłem świadkiem takich zdarzeń, napotykając pod drzewami gdzie gniazdowały synogarlice martwe ptasie niemowlęta. A i miejsca na gniazda wyszukiwane też są niedbale, na przykład na okiennych parapetach czy balkonach.
Ale natura wyposażyła je w szczególny instynkt, jakby wynagradzając te niepowodzenia. Są mianowicie synogarlice ptakami niezwykle płodnym i potrafią w roku wyprowadzić nawet cztery lęgi w roku, a gody rozpoczynają już w lutym, co przytrafia się jedynie krukom i sowom. Poza tym żadne inne ptaki na świecie nie mają takich zdolności adaptacyjnych i zdobywania nowych terytoriów jak one. Pochodzą z Bliskiego Wschodu, a do Europy, jak twierdzą ornitolodzy, sprowadzili je Turcy w 17 i 18 stuleciu. I stąd właśnie zaczęły ekspansję.
Niebywałe, ale ptaki te jeszcze w latach 50. minionego stulecia były w Polsce zupełnie nieznane! Pierwszą parę, jak podaje słynny polski ornitolog Jan Sokołowski, zaobserwowano w … Bochni, w 1947 roku! Dziś są wszędzie, w każdym parku, w centrach miast, na osiedlach, a ich słynne pohukiwania słychać przez okrągły rok, ze szczególnym nasileniem w porze godowej. Temu właśnie pohukiwaniu, tłumaczonemu jako” deka-oho-deka-oho” zawdzięczają drugi człon łacińskiej nazwy: ”decaocto”.
A jeśli już o nazewnictwo idzie, to w języku polskim mają je bogate ,podwójne. Pierwsze nawiązuje do ubarwienia i miejsca pochodzenia: synogarlica to nic innego jak ”sine gardło”, a „turecka” podkreśla kraj skąd do nas przywędrowała. Drugie, sierpówka to podkreślenie odrębności od innych gołębiowatych: czarny, wyraźnie zarysowany „sierp” na sinym gardle…
Mam swoją zaprzyjaźnioną parę synogarlic. Zimą zalatywały do karmika na balkonie i skubały połeć słoniny, a kiedy stołówka była pusta, siadały na parapecie i stukały o szybę, wyraźnie domagając się jedzonka, co mnie nie ukrywam, bardzo ujęło.
Od tygodnia mają swoje liche gniazdo na pobliskiej brzozie. Liche, ale za to dobrze umieszczone, wśród konarów drzewa. Przesiadują w pobliżu, tuląc się do siebie.
Mam nadzieję, że pomyślnie wychowają potomstwo.
Zygmunt Szych