Ze Starej Szafy. Fryzjer Skolarczyk odbiera poród na… ołtarzu! Bielawski opowiada, Szych spisuje

IKC
IKC

– Pewnie raz na jakiś czas także i Ty chadzasz do fryzjera?

- reklama -

– Chadzam. To zacne rzemiosło, wymagające znajomości fachu, ale i umiejętnego podejścia do ludzi, do klienteli. Fryzjer- mam tu na myśli nie tylko osobę, ale i zakład jako taki- to było dawniej coś więcej niż miejsce gdzie golono i strzyżono. To był nieomal klub towarzyski, ośrodek wymiany myśli…

- REKLAMA -

– I rozrywki. Za moich chłopięcych lat chodziłem do fryzjera, gdzie… grywano w szachy. ”Któryś z panów zagra?” – pytał fryzjer ludzi z kolejki. Grywali!

- Advertisement -

– No właśnie. Czasy i w tej branży uległy zmianie i dziś chodzi się do fryzjera tylko dla samych postrzyżyn. Wszystko odbywa się w milczeniu. Spsiał i ten obyczaj, niestety. Kiedy w Mościcach przestał istnieć, z powodu śmierci właściciela, zakład fryzjerski pana Skolarczyka, przestał istnieć także i ten cudowny obyczaj, nadający zakładowi i fryzjerowi a także jego klienteli, ten swoisty rys obyczajowy.

– Nie było innych zakładów?

– Były, a jakże! Ale ten był niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. U pana Skolarczyka strzygły się „całe Mościce”, należało do dobrego tonu tam właśnie chodzić. Mimo, że były kolejki, zwłaszcza przed oboma świętami, Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. Wydawało nam się, że strzyżenie się tutaj „na święta” w jakiś sposób nas nobilituje. A przecież strzyżenie wymagało czasu, to nie to samo co robienie zakupów. Trzeba było poczekać na swoją kolej cierpliwie.

– Ko zatem chadzał do pana Skolarczyka?

– Raczej należałoby zapytać: kto nie chadzał. Schylał tu głowę przed lustrem nie kto inny jak Stanisław Opałko, wieloletni dyrektor Zakładów Azotowych, potem także członek Biura Politycznego KC PZPR. Bywał tu młodziutki Michał Heller, zapewne zawitał tu przed swoją maturą w IV LO. Ksiądz profesor Heller, wybitny filozof, nagrodzony przed laty prestiżową nagrodą Templetona, odpowiednikiem Nobla, tyle, że w dziedzinie filozofii. Był gościem Towarzystwa Przyjaciół Mościc i powiadał nam o swojej syberyjskiej tułaczce. No i spotykało się u pana Skolarczyka księdza prałata Indyka. Ciekawa rzecz: pan Opałko z oczywistych powodów do kościoła nie chodził, ale przyjaźnił się z księdzem Indykiem. Spotykali się często na plebanii, a na takie spotkania umawiali się właśnie tu, u fryzjera.

– Wiem coś o tym i ja. Miałem w ręku pamiętniki pana Opałki, prosił mnie o ich adiustację. Część z nich drukowałem w „Temi” gdzie byłem redaktorem naczelnym, aż upomniała się o nie rodzina tuż po jego śmierci i je zabrała.

– Pamiętam. Czytałem je wtedy z zainteresowaniem. Szkoda, że poszły w zapomnienie. Może Towarzystwo jakoś do nich dotrze.

– Szkoda. A cóż z tym fryzjerem, panem Skolarczykiem?

– On prawie nie posiadał imienia. Mówiło się po prostu: ”idę do pana Skolarczyka”. Kiedyś odwiedził mnie w Cechu. Przyszedł po przydział wody kolońskiej. Takie porąbane były czasy. Wdaliśmy się w pogawędkę. I wtedy on, tym swoim cudownym, kresowym akcentem opowiedział mi historię niezwykłą…

– Uciekał przed frontem, był 1944 rok, jechali furmanką, żona w połogu, trafili na zbombardowany kościół . I tam on, później najsłynniejszy mościcki fryzjer, z woźnicą odbierali poród . Na ołtarzu, bo to było jedyne nienaruszone przez bomby miejsce! Cóż za wyjątkowa, dramatyczna historia! A syn, który w takich okolicznościach, na ołtarzu, przyszedł na świat, został po latach… kapłanem. Niezwykłe, do dziś przeżywam tamtą opowieść fryzjera. Doprawdy, filmowa historia. Tak sobie myślę, że gdyby jakiś scenarzysta wymyślił na potrzeby filmu taką nieprawdopodobną historię, ludzie zapewne mawialiby: ”eee, tam, to przecież tylko film”. A tymczasem to nie był film, taka historia wydarzyła się naprawdę! A z innej beczki: Tarnowianie pamiętają zapewne sukcesy sportowe córki pana Skolarczyka, Anny Skolarczyk, mistrzyni Polski w pływaniu.

– A jaki był finał wizyty słynnego fryzjera w Cechu?

– No cóż… Tak się wzruszyłem tamtą opowieścią, że dopuściłem się niecnego aktu kumoterstwa. I pan Skolarczyk wszedł z Cechu uszczęśliwiony, z potrójnym przydziałem wody kolońskiej. Co rzecz jasna odbyło się wbrew wszelkim przepisom, rozporządzeniom, paragrafom i istniejącemu wtedy, idiotycznemu prawu.

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *