Opowieści niesamowite. Karmiący kruki

IKC
IKC

Dochodzi siódma rano, pora o której budzą się gawrony i w wielkim stadzie, z krzykiem który budzi mieszkańców osiedla, lecą z drzew noclegowych na wysypisko śmieci w Krzyżu.

- reklama -

I wtedy z pobliskiego lasu wyłania się, każdego dnia o tej samej porze, Człowiek z Wysypiska. W obu dłoniach trzyma dwie solidne parciane torby jakich od dawna już się nie produkuje, do których sięga raz po raz. Wydobywa z nich surowe mięso niewiadomego pochodzenia i karmi nimi kruki. Wyłącznie kruki, gawrony odgania, a te najwyraźniej wiedzą, że to nie dla nich jedzenie, bo nawet nie ośmielają się podejść bliżej. Kruki natomiast na jego widok pokrzykują i idą za nim, łase na kąski.

- REKLAMA -

Prócz surowego mięsa Człowiek z Wysypiska, jak go z pewnym rodzajem osobliwego szacunku nazywają mieszkańcy nielicznych posesji w sąsiedztwie Lasku Lipie, nosi też ze sobą niemałą ilość myszy, szczurów i norników, podobno złapanych w przemyślne pułapki na tutejszych polach.

- Advertisement -

To zawsze niecodzienny spektakl, a nawet malowniczy, ale też nigdy nikomu nie udało się podejść bliżej, by mu się dokładnie przyjrzeć. Gdy ktoś próbuje takiej sztuczki, Człowiek z Wysypiska oddala się pospiesznie i znika w zagajniku. Wychodzi z kryjówki znienacka, dopiero wtedy gdy zorientuje się, że intruzów już nie ma.

Kim jest ta osobliwa zjawa? Nikt tego nie potrafi powiedzieć, nawet tacy, którzy przy pełni księżyca widzieli, jak przywołuje kruki, a te zlatują się na jego chrapliwe wołanie, siadają mu na głowie i ramionach i tak, pogodzeni ze sobą, schodzą w pobliską dolinę, tę tuż za polem kukurydzy. Widzieli go tu myśliwi, czyhający na ambonce na dziki.

Ludzie mówią, że Człowiek z Wysypiska to zjawa, a nie normalny człowiek. Bo któryż normalny chodziłby wczesnym rankiem i po nocy na szczycie góry śmieci i wołał kruki, żeby je nakarmić?

Krąży w tych stronach niezwykła historia, że ponad 100 lat temu żył tu, nad brzegiem niewielkiego strumyka, samotnik w drewnianej chałupince, podmywanej czasami przez wezbrane wody po wielkiej ulewie. Kiedy wybrał się nocą po chrust do lasu, wpadł do potoku i nieomal utonął. I wtedy z Lasku Lipie, na jego rozpaczliwe wołanie, przyleciały kruki i zdołały ocalić mu życie.

Powiadają, że jeszcze do dziś im się odwdzięcza za tamten heroiczny gest sprzed stulecia.

Zygmunt Szych

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *