Przygarbioną ze starości uliczkę w Ulanowie u ujścia Tanwi do Sanu nazywają od dawna Upiorną Uliczką. Ta nazwa na dobre już do niej przylgnęła, a to za sprawą wymarłych, maleńkich domków jakie ją tworzą.
W większości z nich od dawna nikt już nie mieszka. Właściciele powymierali, a na ich miejsce nie przyszedł nich i nikt już tu nie zamieszka. Tylko w niektórych domkach czasami wieczorem zabłyśnie mdłe światełko świecy albo lampy naftowej.
Lata temu była tu awaria elektryczności, skutkiem której poszedł z dymem jeden z tych małych domków ze skrzypiącymi jak wszędzie tutaj drzwiami, zamykanymi na skobel i dwoma maleńkimi oknami, wychodzącymi na uliczkę. Spłonął też w tym pożarze gospodarz, którego nazywano tu Latarnikiem, bo jako jedyny w całej okolicy znał się na elektryczności i czasami sobie tylko znanymi, chałupniczymi metodami dawał drugie życie klekoczącym się na listopadowym wietrze latarniom, które pochodziły jeszcze z wczesnych lat minionego stulecia.
Do niedawna czasami przemykała tędy inna osobliwa postać: zgarbiony ale o pewnym choć ciężkim kroku Szczurołap. Bez jego posługi garstka tutejszych mieszkańców jacy jeszcze zostali przy życiu, głównie wdów, bo ich mężowie dawno temu odeszli do wieczności, zostałaby przez coraz bardziej zuchwałe szczury zjedzona. Właściwie można powiedzieć, że dziś Upiorną Uliczkę, a zwłaszcza tutejsze domku zamieszkują głównie szczury. Ludzie zdecydowanie zeszli na drugi plan.
Szczurołap miał swoje nietuzinkowe metody. Do jednej z nich, szczególnie przez niego ulubionych i co najważniejsze przynoszących dobre skutki należało zaprzyjaźnianie się z nimi. O zmroku, kiedy szczury masowo opuszczają domostwa i węszą w poszukiwaniu pożywienia, zasiadał on na kamiennych schodkach tuż przy drzwiach i czekał. A kiedy już się pojawiały, zawsze miał dla nich dobre słowo, nie odpędzał ich, częstował jakimiś smakołykami. Zwykle były to jakieś okrawki wędlin, które dostawał w miejscowym sklepiku mięsnym. Jego właściciel wiele zawdzięczał Szczurołapowi, bo ten, gdy szczury dokonują nocnych inwazji na magazyny sklepiku, skutecznie je wyłapywał.
Szczury łasiły się do niego, skuszone zapachem resztek po boczku czy szynce, siadały mu całymi gromadami to na kolanach, to znowu na pogarbionych od starości plecach, właziły za pazuchę, przesiadywały na ramionach,a on głaskał je delikatnie i mruczał coś pod nosem. Szczury, syte, zasypiały, stając się łatwym łupem. Kiedy je już unicestwił, zawiązywał je na sznurku, zarzucał cały ten majdan na koślawe plecy i wędrował z nimi nad Tanew, gdzie je zostawiał lisom lub jenotom.
Kiedyś wydarzyła się tu tragedia, której dotąd nikt nie zdołał wyjaśnić. Znaleziono mianowicie Szczurołapa martwego: miał przegryzione gardło. Ludzie mówili, że zasnął przy karmieniu szczurów, a te wyczuły od niego szczurzy zapach i zemściły się za swoich pobratymców, których oswajał by je zabić.
Od tego czasu raz na jakiś czas, zwykle późną jesienną porą, kiedy Upiorna Uliczka zamiera na dobre, pojawia się tu Latarnik, ten sam który zmarł tu w pożarze swojej chałupy. W małych okienkach domostw jeden po drugim zapala się jasne światło i uliczka ożywa wtedy, jest pełna gwaru, wesołych ochoczych śmiechów, zupełnie tak jak było to ponad sto lat temu, kiedy przezywała swą młodość. Trwa to raptem kilkanaście minut, po czym światło gaśnie powoli,z umiarem, zamierają radosne głosy i śpiewy, a potem wszystko wraca do normy.
Co najmniej kilkanaście osób z tych strona było świadkami dziwnego, osobliwego zjawiska, niektórzy przysięgliby, że widzieli też Latarnika, jak wychodzi przed swój domek, żeby sprawdzić po niebie, jaka ich tu czeka pogoda przez najbliższe dni. Potem znika w czeluściach swojego jeszcze nie spalonego domu i chodzi po tutejszych domostwach, zapalając wesołe światła.
Kiedy już zmęczy go ta robota, wraca do siebie, ale rankiem widać w miejscu, gdzie kiedyś mieszkał jedynie marne resztki po dawno spalonej chałupie Latarnika…
Zygmunt Szych