Opowieści niesamowite. Zjazd zza grobu

IKC
IKC

Do zjazdu absolwentów pewnej krakowskiej uczelni przygotowywano się od lat. Nie było to łatwe, bo przecież minęło 20 lat, od kiedy opuszczali mury uczelni i rozpierzchli się po świecie. Należało ich odszukać, wysłać zaproszenia, wyznaczyć miejsce spotkania. Zajęcie to przypadło w udziale niejakiemu Z., który, jako znany hulaka w czasie studiów, ale i dobry organizator rozmaitych imprez uznany został za najlepszego do takiego przedsięwzięcia.

- reklama -

Z. zabrał się z zapałem do roboty . I po kilku tygodniach miał już niemal skompletowaną listę byłych absolwentów.

- REKLAMA -

Niemal, bo brakowało na niej jednego kolegi, na którym Z. szczególnie zależało, bo przemieszkali razem w akademiku pięć lat.

- Advertisement -

Z. wysyłał do niego listy, w których wspominał dawne dzieje.

– Pamiętasz pewnie tego idiotę majora P. ze Studium Wojskowego, który twierdził, że karabin maszynowy to jego hobby? Albo naszego kolegę zza ściany, obżerającego się na waleckich obiadach ? I twierdzącego, że skoro myśli za miliony to musi zjeść na za czterech?

Każdy z tych listów pozostawał bez odpowiedzi, więc Z. postanowił odwiedzić Hadle, wieś na Podkarpaciu, skąd jego kolega pochodził. Wysiadł w Kańczudze, potem ciuchcią do Dynowa, a stamtąd jedynym autobusem do Hadel. Tu rozpytał o kolegę.

– To pan nic nie wie? On zmarł, będzie ze dwadzieścia lat temu.

I miejscowy zaprowadzil przybysza na tutejszy cmentarzyk, gdzie znajdowała sie niewielka mogiła. Imię i nazwisko, data urodzenia i śmierci., Tylko tyle.

– Nic o tym nie wiedziałem – pod Z. ugięły się nogi- bo i skąd. Chociaż… mogłem przypuszczać, bo od dawna… nie dawał znaku życia.

Zjazd odbył się jednak, a kiedy towarzystwo bawiło się w najlepsze, nagle otwarły się bezszelestnie drzwi I pojawił sie w nich on, dawno zapomniany . I uważany za zmarłego kolega.

Był blady, jakby nie spał kilka nocy, ale w kącikach usta czaił się ironiczny uśmieszek.

– Dziękuję. że o mnie pamiętaliście.- mówił zduszonym szeptem- dziekuję…

Z. nic na to dziwne powitanie nie odpowiedział. Miał świeżo w pamięci wizytę na wiejskim cmentarzyku…

Kilka dni po spotkaniu pojechał tam raz jeszcze. Mogiła była rozkopana, grabarz zaklinał się , że nikogo tu nie widział kto mógłby dokonać takiego bezeceństwa. Dopiero kilka dni później wszystko wróciło do normy.

I było tak, jakby nic szczególnego się tu nie wydarzyło.

Zygmunt Szych

Share This Article
Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *