Położonego w gminie Wadowice Górne Wampierzowa w ówczesnym województwie tarnowskim nie trudno było znaleźć na mapie, a to dla sławy tutejszej wróżki. Nie posiadała ona co prawda żadnych atrybutów wróżek, takich jak czarny kot, szklana kula czy karty, była prostą kobietą z gminu, miała za to niezwykły dar przewidywania przyszłości ludziom. Sławy nabyła, ona i przy okazji sam Wampierzów , kiedy przewidziała porażającą przyszłość pewnemu piłkarzowi Stali Mielec. Chciał wiedzieć, czy uda mu się mecz.
– Uda się. Strzelisz gola, ale umrzesz zaraz potem – powiedziała wróżka.
I tak też też się stało. Zdobył bramkę, a tydzień potem, jadąc ”po pijaku” samochodem zginął w wypadku.
Historia tej przepowiedni rozeszła się szerokim echem po Wampierzowie, gminie i wkrótce potem po całym województwie.
B . zamierzał się ożenić i dlatego chciał skorzystać z nadprzyrodzonych umiejętności jasnowidzącej. Zastukał do drzwi jej domu.
– Wejść!- usłyszał w kilku językach , a kiedy stanął w progu, wróżka powitała go kordialnie.
– Aaa, powitać, powitać… więc ty jesteś ten B. z Tarnowa? Żenisz się i chcesz dowiedzieć się ode mnie, wdowy, czy dobrze robisz. No cóż, pogadajmy…
Za oknem od paru godzin wisiała gęsta, listopadowa mgła, a kiedy rozmowa dobiegła końca, wampierzowska wróżka ostrzegła:
– Tylko nie wracaj, kochasiu, drogą za cmentarnym murem. Jest tam mały kurhanik. Mówią , a i ja sam coś o tym wiem, że On stale jeszcze tam mieszka.
B. zmroziła ta wiadomość, tym bardziej, że wieczór powoli przechodził w noc. Poprosił o więcej informacji.
– Ano tak. To daleki potomek jednego w dwóch braci, którzy Wampierzów założyli. Zmarł niedawno, ale stale pojawiał się w okolicy i przegryzał ludziom gardła. Pewnej nocy padł z wyczerpania i wtedy najodważniejsi pojmali go, nieżywego , przebili serce osikowym kołkiem i złożyli w tym kurhaniku…
B. nie dał po sobie poznać, że się lęka. Ale w drodze do autobusu do Tarnowa musiał minąć to miejsce, innej drogi nie było. Kiedy z duszą na ramieniu szedł wzdłuż cmentarnego muru, zauważył z przerażeniem, że ziemia w kurhaniku rusza się, jakby chciał się ktoś spod niej wydobyć. I ten zduszony krzyk , który do dziś pamięta:” pomóż mi się wydostać, duszę się”.
Pomny na słowa wróżki B. szybko oddalił się z przeklętego miejsca. Na jego szczęście ostatni autobus do Tarnowa przyjechał w porę.
Zygmunt Szych